Napatrzyłam się na Inspira Cowl w rożnych wykonaniach i też mi się zachciało… A jako, że nie lubię ciapatych rzeczy, opadających na ramiona otulaczy i długich opisów po angielsku, to zrobiłam po swojemu 🙂
Zatem zamiast dwóch cieniowanych włóczek jest jedna, zamiast rozszerzanego komina jest prosty, a na dodatek dołożyłam do tego czarne tło. I wiecie co? Ogromnie mi się efekt końcowy podoba!
Pracowałam naprawdę w niesamowitym tempie (jak na mnie, pomijam milczeniem znane mi dziewiarki, które mają co najmniej 3 komplety rąk, bo inaczej nie da się wytłumaczyć tempa ich pracy) – pierwszy raz robiłam wzór żakardowy, a praca trwała od czwartku do niedzieli. Kolorowa włóczka to Magic Surf ArtYarn, czarna to podwójnie brana Alize Wool Superwash (skarpetkowa) – łącznie zużyłam około 150 gram (prawie dwa motki czarnej i trochę więcej niż pół cieniowanej). Teraz jeszcze zbliżenie na ściągacze:
A na koniec jeszcze 2 ogłoszenia parafialne – po pierwsze nie wykazałyście się niestety w sprawie imienia dla manekinki i niestety przylgnęło do niej określenie Dziunia (często ostatnio mówię i/lub słyszę, że „Dziunia przymierzy”, „Dziunia będzie pozować”, „powieszę coś na Dziuni”, wiec już nie ma odwrotu). Cóż miało być fajnie i poważnie, a będzie przynajmniej zabawnie 🙂
A drugie ogłoszenie dotyczy moich planów związanych z blogiem – od dłuższego czasu zastanawiam się co zrobić z tym blogiem w jaką stronę pójść i wreszcie wymyśliłam, że chcę rozszerzyć tematykę o moje przygody z modą, kosmetykami, podróżami, przemyśleniami na różne tematy i i ogólnie zmaganiami z życiem. Powstanie do tego osobny blog, ściśle połączony z tym obecnie istniejącym, jednak nie chcę Was zaśmiecać, bo interesujecie się przede wszystkim tym co robię i myślę, że nie warto zmieniać tego na siłę. Jeśli zainteresują Was także inne tematy możecie czytać równolegle oba blogi (obiecuję, że treść nie będzie się na nich powtarzać). Od konferencji Social Media Day we Wrocławiu rozważałam też przygodę z wideo, a ostatnio doświadczenia BogaczKi z tym medium przekonały mnie, że zdecydowanie warto – to również znajdzie się na pewno na nowym blogu, więc będziecie mnie mogły lepiej poznać, zobaczyć i usłyszeć. To na razie tyle, niestety z prezentacja muszę się wstrzymać do momentu, kiedy wszystko będzie gotowe, ale prace już trwają 🙂
A już całkiem na koniec mam dla Was rzecz, którą uwielbiam i która towarzyszy mi od wczesnej wiosny do późnej jesieni – coś co nazywam bukiecikiem wrocławskim (nigdzie indziej się nie spotkałam z czymś takim). Tym razem odsłona charakterystyczna dla pełni lata…