W tytule właściwie zawarłam już wszystko co można 🙂
Filcowa, bo z filcu – wełnianej włóczki celowo maltretowanej praniem w pralce w 60 stopniach. Poduszka, bo kawałki składowe są dwa i stanowią poszewkę na ozdobną poduszkę, która mi się znudziła w dotychczasowej formie. A szaleńca dlatego, że nie dość, że kolory obu połówek są różne, to na dodatek zupełnie do siebie nie pasują 🙂
Projekt tego typu chodził mi po głowie już dość dawno, ale jakoś brakowało mi entuzjazmu do jego realizacji. Aż do momentu, kiedy odkryłam włóczkę Zpagetti. Dzięki niej pomysł okazał się całkiem realny. I powstała gigantyczna serwetka o średnicy ponad 150 centymetrów i wadzie około 4 kilogramów.
Poprzedni dywanik łazienkowy tak bardzo mi się spodobał, że postanowiłam zrobić kolejny 🙂
Tym razem jednak zamiast włóczki koszulowej własnej roboty wykorzystałam Hoooked Zpagetti, żeby zobaczyć różnicę pomiędzy tymi podobnymi w gruncie rzeczy materiałami.
Dotacja ma kilka zalet – jedną z najwiekszych jest to, że można w niej wpisać wszystko co się chce i jeśli potrafi się uzasadnić potrzebę posiadania konkretnego przedmiotu, to otrzymuje się na niego pieniądze. U mnie tak właśnie jest z aparatem – na cyfrową lustrzankę zamierzam się już od około 4 lach, ale zawsze były ważniejsze wydatki. Aż do teraz 🙂
Długi weekend upłynął mi pod znakiem odpoczynku i komputerowego odwyku. Miałam za to czas na spacery, porządki w nowym mieszkanu oraz oczywiście tworzenie! Oto efekt dwóch dni pracy. Dywanik łazienkowy, jakiego nie ma nikt inny!
Miał być przegląd tygodnia, a zrobił się tym razem prawie przegląd miesiąca w związku z moją długą nieobecnością na blog. Tak czy inaczej pora na garść moich najnowszych inspiracji…
Na początej jedno z najpiękniejszych zdjęć dzieci jakie widziałam kiedykolwiek – dla dziewczynek uwiecznionych na fotografii będzie to na pewno magiczna pamiątka na całe życie. Coś wspaniałego! Zdjęcie pożyczyłamz fanpage podwiatr photography
Moje odkrycie to blog Michała Zaczyńskiego – zastępcy redaktora naczelnego Fashion Magazyn. Oto gość, który pisze o modzie nie w kontekście kolejnego zestawienia ciuchów z sieciówek, a jako o czymś głęboko wpisanym w kulturę i sztukę. Bardzo mi takie podejście odpowiada, a jego teksty to zazwyczaj po prostu kawał dobrej dziennikarskiej roboty. Przyjemnie się to czyta…
Dla każdego blogera to powinna być obowiązkowa prezentacja! Paweł Opydo autor Zombie Samuray mówi o tym, że wygląd bloga jest ważny, do czego może on służyć i jak go poprawić. Jest to zdecydowanie najlepszy materiał na ten temat jaki widziałam w polskim Internecie i chociaż nie ma tam nic odkrywczego i nowatorskiego, nie zmienia percepcji świata, to i tak jest bardzo fajny.
Wszyscy wprawdzie już to odtrąbili, a blogosfera szyciowa rzuciła się do rywalizacji, jednak po prostu nie mogę o tym nie wspomnieć – rusza pierwszy polski modowy talent show. Bardzo mnie to cieszy, bo do tej pory mogliśmy tylko zazdrościć Amerykanom czy Brytyjczykom…
Rzadko pokazuję na blogu cokolwiek związanego z designem i wzornictwem przemysłowym, jednak tym razem po prostu nie mogę się powstrzymać! Oto moja wymarzona wanna znaleziona na stronie BoredPanda. Czyż nie jest po prostu fantastyczna?!?
No i na koniec jeszcze uroczy drobiazg szyciowy, które muszę wepchnąć do mojej kolejki – kapcie balerinki z polaru to coś co po prostu muszę mieć, a instrukcja na stronie jakuszyc.pl nie pozostawia zbyt dużego pola do pomyłek 🙂
Czasem genialne pomysły przychodzą do głowy niespodziewanie…
Tak było i tym razem. Klatka tygodniami stała na widoku i nic nie zapowiadało, że do czegokolwiek mi się jeszcze przyda – Zorza zepsuła drzwiczki i ma teraz nowy pałac, a stara klatka stała na podłodze, bo żal mi było ją wyrzucić. Miałam już dość potykania się o nią i miała już polecieć na śmietnik, gdy nagle uświadomiłam sobie, że to przecież nic innego jak spory metalowy koszyk, idealny na włóczkę, a do tego ogromny!
Potem już szybko mi to poszło – 2 wieczory i większość pojedynczych, starych kłębków ma teraz nowy dom – w metalowym koszu znalazło się miejsce mniej więcej dla 5-7 kilogramów dobra 🙂
Jakiś czas temu mój blog skończył 5 lat. Wówczas jakoś zapomniałam o uczczeniu tego wyjątkowego momentu, jednak niedawno zaczęłam się zastanawiać jak wiele dały mi te lata, ile się nauczyłam, jak wiele się zmieniło, jak bardzo blog wpłynął na całe moje życie. Pomyślałam, że fajnie byłoby się tym z Wami podzielić…
Długo przymierzałam się do tworzenia biżuterii, jednak jakoś zawsze coś stawało mi na drodze, a dodatkowo odczuwam osobistą awersję do tego, co powszechnie w Polsce biżuterią ręcznie robioną się nazywa, a moim zdaniem nie zasługuje na to miano – chodzi mi oczywiście o najprostsze połączenia gotowych elementów, szczególnie mocno trend ten jest widoczny w wypadku kolczyków…
Tak czy inaczej nadszedł wreszcie czas, by rzucić uprzedzenia w kąt i nauczyć się podstaw 🙂
Oczywiście musiałam zrobić po swojemu, więc zamiast gotowych półproduktów w mojej biżuterii przeważają nietypowe materiały, ręcznie robione elementy, ciekawe faktury i bogactwo kształtów.