Za oknem zrobiło się niemiło – ziąb i śnieg. Sięgnęłam po mój niedawny zakup i pomyślałam, że warto opisać perypetie z tym związane. Plan był prosty – potrzebuję zimowego płaszcza…
Wydawało mi się, że trzy najważniejsze warunki były spełnione – miałam czas na poszukiwania, miałam przeznaczone na to fundusze i miałam także dość ogólny plan tego, co chcę mieć.
Jak zawsze najważniejszymi wyznacznikami były odpowiednia jakość, dopasowanie do dotychczasowej garderoby oraz rozsądna cena (co w moim wypadku nie oznacza wcale najniższa…).
Mieszkam w dużym mieście, do dyspozycji mam mnóstwo sklepów, centra handlowe, w każdym z nich góry ciuchów – żaden problem, bułka z masłem. Uzbrojona w takie przekonanie udałam się na zakupy…
I ZDERZYŁAM SIĘ Z RZECZYWISTOŚCIĄ!
Okazało się, że i owszem mogę sobie kupić całe tony badziewia. Do wyboru mam paskudny krój albo koszmarne wykończenia, albo beznadziejny materiał, ewentualne całkowite niedopasowanie garderoby do warunków atmosferycznych, które zimą panują w Polsce. A to wszystko oczywiście wsparte nachalnym marketingiem i profesjonalnie przeszkolonymi opiekunami klienta , którzy z uśmiechem nieschodzącym z ust powtarzają jak katarynki „Jakie to modne. Jak Pani wspaniale wygląda. Taki piękny kolor.” Albo coś podobnego.
A ja mam oczy i widzę, mam dłonie i czuję, no i ostatecznie mam trochę rozumu, który cichutko mi podpowiada, że szmata, którą trzymam w rękach nie jest warta nawet ćwierci kwoty, która widnieje na matce…
Moje poszukiwania płaszcza trwały zatem aż dwa sezony! Muszę powiedzieć, że trochę utrudniał sprawę fakt, że w moim domowym magazynie mam przepiękny, gruby fałsz wełniany, którego z moimi umiejętnościami szyciowymi po prostu boję się dotknąć…
Ruszając do sklepu zetknęłam się natomiast z takimi oto ciekawymi przypadkami:
płaszcz za stówę
Jakim cudem?! Przepraszam, ale jeśli ktoś wierzy, że taki zakup to świetny pomysł, to powinien puknąć się w głowę. Rozumiem, że ktoś ma niewielki budżet, ale właśnie wtedy powinien kupować szczególnie trafnie! Zdecydowanie lepiej jest wtedy kupić coś porządnego i uniwersalnego, ale z drugiej ręki, niż najtańszy szmelc.
płaszcz bez ocieplenia
Płaszcz ma jedno podstawowe zadanie – chronić przed zimnem! Czasem także przed wodą, ale to tylko dodatkowa funkcja. Jak zatem ma to być możliwe, gdy wkładamy na siebie cieniutki materiał podszyty jeszcze cieńszą podszewką?
płaszcz z akrylu
Wariacja na temat powyższego podpunktu – tym razem istotą jest materiał, z którego wykonano odzież. Nie potrafię pojąć jak można kupić ubranie bez przejrzenia informacji zawartej we wszywce. Przecież nawet dziecko wie, że niektóre materiały są po prostu lepsze niż inne i jest to element, w którym kompromisy nie powinny mieć miejsca. Wbrew pozorom firmy odzieżowe nie umieszczają wszywek na złość klientowi – żeby miało nas co drapać, drażnić lub wystawać – to dla naszego dobra! Warto korzystać z tego dobrodziejstwa wybierając ubrania stworzone z naturalnych, dobrej jakości materiałów. Jeśli ciuch mechaci się i defasonuje już w sklepie, wisząc na wieszaku, to co nas motywuje do wiary, że gdy dołączą do naszej garderoby, to nagle opadnie z nich zły, sklepowych urok i u nas w szafie to będzie całkiem inaczej? Warto zauważyć, że w sklepach sieciowych różnice w cenach rzadko wynikają ze składu produktu. I korzystać z tego faktu.
płaszcz oversize
Modowy hit sezonu dostępny w każdym sklepie, zazwyczaj w kilku wariantach. Szkoda tylko, że, większości osób ten fason robi po prostu krzywdę… Należę do tej grupy i naprawdę trudno było mi znaleźć coś spoza tego nieszczęsnego kanonu. Powtarzalność modowych hitów pomiędzy odzieżowymi markami jest zatrważająca! Naprawdę nie chcę wyglądać jak wszyscy (i to na dodatek źle)!
płaszcz źle uszyty
Jestem w stanie zrozumieć, że nisko opłacana szwaczka w fabryce na drugim końcu świata może nie interesować się tym jak jej dzieło wygląda na żywej osobie. Jednak nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego ludzie to kupują. Dlaczego są w stanie wyjść ze sklepu z płaszczem, który na plecach się wybrzusza albo sukienką, która już w sklepie gdzieś się nam wpija w ciało. Ot, kolejna zagadka ludzkości do kolekcji…
płaszcz jednosezonowy
Neonowy kolor albo nietypowy krój może być dobrym wyborem, jednak musi być przemyślany. W innym wypadku rzecz po kilku miesiącach zawiśnie w szafie i inwestycja okaże się chybiona. Na chwilowe „wrzaski mody” warto popatrzeć przez lupę i naprawdę dokładnie przemyśleć taki zakup…
płaszcz źle wykończony
Ubieram płaszcz i trafiłam dłonią w dziurę w kieszeni albo obracam się i kontem oka widzę, że dynda mi gdzieś naderwana podszewka. Słabo… Jak taka rzecz ma się do trudów codziennego funkcjonowania? Kilogramy kluczy, portfel czy komórka i mnóstwo innych niezbędnych drobiazgów, które przecież muszą być w pobliżu. W realnym świecie poza sklepem czasem trzeba zrobić ruch, który napnie do granic możliwości wszystkie szwy i lepiej nie zastanawiać się wtedy czy wytrzymają…
Jak skończyły się moje poszukiwania? Po przymierzeniu pewnie ze stu płaszczy trafiłam na ten odpowiedni. I bez żalu wydałem na niego więcej niż planowałam.
Do mojej szafy trafił… sztuczny kożuch 🙂 Wybór dość nietypowy, ale z mojej perspektywy wyjątkowo trafny. Po pierwsze lubię ten element garderoby, już trzeci raz gości on w mojej szafie. Po drugie kożuchy mają swoje wierne grono fanów i zawsze są mniej lub bardziej modne, więc po sezonie nie okaże się, że wstyd go na siebie ubrać. Po trzecie nie lubię marznąć i mam świadomość, że polski klimat lubi płatać figle, więc muszę być przygotowana na ciężkie mrozy, porywisty wiatr i zamieć – byle szmatka mnie przed tym nie ochroni… Po czwarte syntetyczny materiał to w tym wypadku przemyślana decyzja związana z wygodą użytkowania – naturalne kożuchy są ciężkie, a ich pielęgnacja i czyszczenie trudne oraz kosztowne. Po piąte – doskonałe wykonanie! Długie poszukiwania dały w tym wypadku efekt niemal idealny i pozwoliły na zakup naprawdę luksusowej rzeczy poza sezonem w cenie, na którą mogłam sobie pozwolić. No i jeszcze jedna rzecz na koniec – kożuch po prostu mi pasuje, mam słowiańską urodę, a wybrany model dodatkowo podkreśla moją figurę 🙂
Zastanawiam się jak wyglądają Wasze zakupowe perypetie. Też się tak męczycie? A może jestem przewrażliwiona i przesadzam w tych poszukiwaniach perfekcyjnego modelu? Bierzecie to, co jest, czy uparcie poszukujecie ideału?
12 komentarzy
Wyjątkowo trafny tekst! Doskonale znam te wszystkie bolączki, dodatkowo jeszcze mam to utrudnienie, że jestem mikroskopijnych rozmiarów przez co 99% płaszczy jest na mnie za duże. No i mam silne uczulenie na brzydkie, bezkształtne fasony, moim ciągle poszukiwanym ideałem jest płaszcz wcięty w talii i rozkloszowany jak sukienka. Wkrótce sobie taki uszyję 🙂
Płaszcz przejściowy, taki jesienno-wiosenny, mam właśnie w takim fasonie. Do tego w kolorze fuksji 🙂 Natrafiłam na niego przypadkiem i natychmiast kupiłam. Jest jednym z moich ulubionych elementów garderoby na chłodne dni.
Co do rozmiaru to ja też nie mam tak słodko, bo to co wygląda dobrze jako 34 lub 36 zazwyczaj nie nadaje się do ubrania przy moim rozmiarze 42 🙁
Jakże Cię rozumiem, ja mam dodatkowy problem, bo jestem gruba 🙂 w rozmiarze 50 to już wcale nic nie ma fajnego, a jak jest dobre w biuście to rękawy wąskie.
I nie wiem dlaczego wg producentów, jak ktoś jest gruby to może mieć najwyżej 160 cm wzrostu? i powinien chodzić w ciuchach , które z córka nazywamy „starobabskie”.
A kożuszek świetny, to naprawdę najlepszy wybór.
Niestety „plussize” nie ma w Polsce łatwego życia… Szczególnie jeśli nie jest typem klepsydry. A projektanci mają na uwadze głównie to, czy ubranie będzie się dobrze prezentować na modelce podczas pokazu, a nie to jak będzie w tym wyglądać normalna kobieta…
Taaak , doskonale znam ten problem . Przeszłam przez to samo , miałam podobne przemyślenia . Różnica jest taka, że ja nadal nie znalazłam tego czego szukam – klasycznego ciepłego płaszczyka dla osoby o wzroście krasnoludka…
Wszelkie odstępstwa od standardu (niski lub wysoki wzrost, nietypowa figura, niestandardowa sylwetka, konkretne wymagania pod względen fasonu lub materiału, itp.) utrudniają znalezienie czegoś sensownego. Wierzę jednak, ze skoro mi się udało, to i Ty będziesz mieć szczęście. Jeśli nie to pozostaje tylko dobra krawcowa (co muszę przyznać jest coraz częściej rozważaną przeze mnie opcją).
a ja mam płaszcz za 100zł 😀 lezy idealnie, zrobiony z wełny z recyklingu, chodzę w nim od 3 lat i wygląda jak nowy (szczególnie po niedawnym wyjściu z pralni 😉 )
w h&m go upolowałam.
Nie twierdzę, że każdy płaszcz za stówę to szmataa niewarta grosza, jednak niestety w wpiększości wypadków tak jest. Jeśli nosisz taki, jest fajny i jesteś z niego zadowolona, to miałaś szczęście i/lub nosa do promocji. Gratuluję, ale moim zdaniem i tak łatwiej jest w takiej cenie kupić bardzo porządny używany płaszcz niż coś nowego i sensownego 🙂
Ja swoją kurtałkę kupiłam w H&M (teraz nie mają takich fajnych rzeczy) za 54zł. Przeceniane wielokrotnie. -20C, +10 – uniwersalna kurtka, tylko krótka,
Jakość sieciówek popsuła się wyraźnie w ciągu ostatnich kilku lat, zwłaszcza tych najtańszych. Nadal czasem trafiają się tam prawdziwe perełki w naprawdę niskich cenach, ale teraz to rzadkość…
To samo miałam kiedyś z kurtką, ale ja dla odmiany byłam pozytywnie zaskoczona badziewnym wyborem – kupiłam tanią kurtkę w masówce z myślą, że to na jeden sezon – bo trzeba było na już. I pomijając to, że spruła się w dwóch miejscach, co z łatwością przeszyłam, noszę ją już… 4 lata.
Ale fakt, płaszcz niełatwo znaleźć. Ty masz ten luksus, że właśnie mieszkasz w dużym mieście. Ja w mojej miejscowości mam 3 centra handlowe na krzyż i kilka normalnych sklepów, w których ceny są jako-tako rozsądne, ale wszędzie ten sam chłam i badziewie bez krztyny gustu i stylu. Na takie zakupy musiałabym się specjalnie wybierać gdzieś i dlatego w 4-letniej kurtce chodzę tyle czasu – zwyczajnie nie mogę znaleźć motywacji do takiej wycieczki.
U mnie kupowanie zimowych kurtek (jak i spodni) to też scena rodem z małego koszmarku. Nie specjalnie przepadam za buszowaniem po sklepach. I zazwyczaj, na to co chcę, co mi pasuje i co spełnia również kilka surowych kryteriów, trafiam przypadkiem. Moją ostatnią kurtkę zimową kupiłam za więcej niż mogłam i musiałam namawiać mamę, że to dobra kurtka i zakup się opłaci (tak, chodziłam wtedy jeszcze do LO :)) i dopiero po 6 latach, gdzie od sezonu ta kurtka już trochę mi wychodziła bokiem udało mi się znaleźć, przypadkiem całkiem, wymarzony płaszczyk – czarny, przypasowany (mam – stety niestety – talię osy i w większości rzeczy wyglądam jak w worku po kartoflach), nawet kaptur jest w punkt, w przecenie za 100zł w sieciówce. Ślepej kurze się trafiło 🙂 Myślę, że za parę lat z kolejną kurtką będzie to samo. Ale to wtedy będę się martwić 🙂