Baktus z ręcznie przędzionej i farbowanej włóczki

Pierwszy raz zrobiłam coś naprawdę mojego – włóczka zaczęła jako biała czesanka, potem ją farbowałam i przędłam, a w końcu przerobiłam na prosty i efektowny szal baktus, który bardzo długo czekał w kolejce na realizację. JESTEM TAKA DUMNA!

_DSC9670-1Trudno opisać jak to jest, gdy wszystko robi się w projekcie od podstaw. Oczywiście pracy jest więcej, ale radość, gdy wszystko pójdzie po Twojej myśli też jest nieporównywanie większa. Tak jest właśnie tym razem. Naprawdę do niczego nie mogę się przyczepić!

_DSC9661

Wszystko zaczęło się od czesanki w naturalnym kolorze – kupioną półhurtowo wełnę podzieliłam na mniejsze porcje po około 100 gram każda i jakiś czas temu podjęłam pierwsze samodzielne próby farbowania. Efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania, zakochałam się w nowej metodzie, którą wypróbowałam i w ciągu kilku dni w moich zasobach pojawiło się aż 6 kolorowych precelków własnej roboty, które autentycznie mnie zachwycają. Pierwszy na szpulę trafił zestaw planowany od początku pode mnie – turkusy, błękity i żółcie uzupełnione zostały przez przypadek fioletem, który wyciekł z innego farbowanego zawijańca. Zakochałam się jak tylko to zobaczyłam. Oto dwie strony tego samego wełnianego warkocza

collage wool Kolejny etap miłości dotyczył przędzionej wełny – nie mogłam oderwać oczu od tego co znajdowało się na mojej szpulce, a potem po raz pierwszy na poważnie przymierzyłam się do techniki navajo, która pozwala zachować pierwotny układ kolorów nici z minimalną w niego ingerencją. Na dodatek włóczka przędzona była z dwóch połówek pasma, w taki sposób, że łączyła się na środku, co dało od centrum powtarzalny układ w obie strony. Bardzo trudno było tą specyfikę pokazać zarówno w paśmie, jak i potem w motku.

collage baktus woolMiałam też wielki problem z wyborem wzoru w taki sposób, żeby nie zgubić tego efektu – z pomocą przyszedł prosty i efektowny, a na dodatek symetryczny baktus, który czekał w kolejce od lat ciągle wyprzedzany przez coś innego. NIE MOGAM WYBRAĆ LEPIEJ!

_DSC9665Po raz pierwszy robiąc tę chustę korzystałam z techniki ważenia kłębka, by wiedzieć w którym miejscu powiennam zacząć zwężanie. Na pewno jeszcze nie raz po nią sięgnę, bo zostało mi może z 10 metrów włóczki, a przy własnej przędzy każdy zmarnowany gram boli 🙂 Moje wszystkie poucinane ogonki i to co mi zostało z motka po tej chuście ważyły mniej!

_DSC9653Jakby tego było mało chustę skończyłam w Warszawie podczas wizyty u przyjaciół – i tam trafiła mi się sesja zdjęciowa z prawdziwego zdarzenia. Strasznie żałuję, że Asia nie mieszka na stałe gdzieś bliżej mnie, bo zwolniłoby to Mojego Mężczyznę z roli nadwornego fotografa ku zadowoleniu wszystkich… Chusta czeka jeszcze na blokowanie, co widać po nieposłusznych końcówkach i falującym brzegu, ale nie chciałam zmarnować szansy na takie fajne fotki! Niby zwykły balkon, a jaki efekt!

2015-02-20 19.35.35Dane techniczne:
Wzór: Baktus
Włóczka: własnej produkcji – 100 gram wełny merino o grubości 23 mikronów, którą samodzielnie farbowałam barwnikami Biel i Kolor, a następpnie sprzędłam na Sonacie uzyskując 285 metrów w 100 gramach potrójnej nitki navajo
Druty: 5 mm Knit Pro Cubics
Uwagi: Chusta powstawał dość długo, bo w międzyczasie musiałam spruć mniej więcej 20% całości (cały dzień dziergania), bo pomyliłam strony i dodawałam przez jakiś czas oczka nie tam gdzie trzeba. Nie żałuję, bo wiedziałam, że jeśli nie zrobiłabym tego od razu, nie byłabym w stanie później o tym zapomnieć i skończyłoby się pruciem całości. Muszę przyznać, że dzierganie z tak różnorodnej nici powdowało, że nie mogłam się doczekać następnego oczka, następnego rzędu, cały czas zastanawiałam się też czy udało mi się rzeczywiście powtórzyć układ kolorów symetrycznie w obu połowach przędzionego pasma. Gdy skończyłam okazało się, że jest niemal identycznie, a różnice tylko dodają chuście uroku. Kocham ten udzierg ponad wszystko, co dotychczas zrobiłam na drutach!

Teraz czas na Was – dodajcie swój projekt oznaczony numerem 6/52. Jeśli w ubiegłym tygodniu ukończyłyście więcej niż jedną robótkę, proszę dodawajcie link tylko po jednej pracy zachowując sobie kolejne do prezentacji na przyszłość. Warto też zerknąć co zrobili w tym czasie inni – wszystkim uczestnikom będzie miło, jeśli pozaglądacie na swoje blogi i Facebooka zostawiając po sobie ślad w postaci komentarza:

PS. Jeśli chcecie się pochwalić zdjęciami z Facebooka, to aby uzyskać do nich bezpośredni link wystarczy kliknąć w datę publikacji. W innym wypadku wystarczy dodać odnośnik do posta na swoim blogu, projektu na Ravlery czy gdzie tam przechowujecie informacje o swoich robótkowych wyczynach :)

Dziś zamiast fretek, które jakoś nie chciały się ustawiać do zdjęć, moja weekendowa miłość, czyli 35 kilo czułości w postaci rottweilera o imieniu Felix zwanego Muniem, występującego na zdjęciu ze swoim Panem. Chciałam zabrać go ze sobą, ale nie pozwolili ;(

Munio

Może spodoba ci się jeszcze...

31 komentarzy

  1. Warto było poczekać. Tym bardziej iż zaczęłam zabawę drutami całkiem nie dawno i wydaje się ta praca dla mnie na razie nie do osiągnięcia . Kolory śliczne a to że samodzielnie stworzona włóczka od podstaw to już dla mnie mistrzostwo.

    1. Baktus to jeden z najprostszych wzorów na coś efektownego – wystarczy w co czwartym rzędzie po jednej stronie robótki dodać oczko, a potem od połowy w co czwartym rzędzie odjąć oczko przy tej samej krawędzi. Zamiast prostego szalika masz wtedy wąską chustę. Zaczynasz i kończysz mając na drutach tylko cztery oczka. Na pewno dasz radę!

  2. Wow!!!! Jestem pod olbrzymim wrażeniem! Cudo! i to stworzone od podstaw… brawo! (piesio fajny, ale Twoje fretki pozdrów 😉

    1. Cieszę się, że nie tylko ja się tak emocjonuję tą chustą! To pocieszające 😉

  3. Fantastyczne kolory!Zrobienie własnej wełenki od podstaw to musi być frajda:)
    Baktus wyszedł rewelacyjny z tej włóczki:)

    1. Baktus jeszcze nie wyprany i przed blokowaniem dzięki włóczce i całemu temu bagażowi emocji, który mi towarzyszył przy okazji jej tworzenia od razu wylądował na samym szczycie listy moich ulubionych projektów. Jest naprawdę cudowny i niestety zdjęcia nie potrafią w pełni tego oddać.

  4. Jestem pełna podziwu 🙂 mistrzostwo świata – podziwiam za kunszt w osiągnięciu tak wspaniałego efektu…chylę czoła 🙂 piękne dzieło!

  5. Łączę się w zachwytach nad Twym nowym dziełem 🙂 Zwłaszcza, że trwam nieskromnie w zachwycie nad swoją chustą, hi, hi 🙂
    Cudowna włóczka, doskonale ją wyeksponowałaś w tym prostym wzorze. Ja również polecam baktusy wszystkim początkującym osobom, w łatwy sposób można tu osiągnąć oryginalny ocieplacz, szalejąc jedynie z doborem włóczki. W końcu to praktycznie same prawe oczka, a taki sukces zachęca potem do dalszych działań 🙂

    1. Od dawna wiedziałam, że baktus jest świetny i kilka razy nawet się do niego przymierzałam, ale zawsze plany po drodzie się zmieniały. W ogóle jestem miłośniczką prostoty – bardzo lubię ściegi, które nie są przekombinowane, przesadnie skomplikowane, uwielbam różnego rodzaju połaczenia prawych i lewych oczek, ściągacze oraz ściegi powstające przez ich nietypowe przerabianie (np. we wzorze lnianym, tkackim czy jodełce).

      Jeśli chodzi o osoby poczatkujące, to rzeczywiście baktus się dla nich idealnie nadaje, bo trudno tu coś zepsuć 😉

    1. Dziękuję! Komplement z Twoich ust liczy się podwójnie, bo to zazwyczaj ja podziwiam Twoje udziergi 🙂

  6. Naprawdę masz z czego być dumna! Podziwiam zarówno efekt końcowy, jak i cierpliwość wykonania. To jest COŚ!
    Pozdrawiam 🙂

    1. Dzięki – wbrew pozorom praca wcale nie wymagała AŻ TYLE cierpliwości, bo to bardzo przyjemne i relasujące zajęcie (zarówno przędzenie, jak i później dzierganie). A ciekawość kolejnych przejść kolorystycznych i układu pasów powodowała, że dziergałam szybciej niż zwykle 🙂

    1. Nie od A, powiedzmy od C, bo goliłam owcy ani nie obrabiałam runa samodzielnie, ale co prawda to prawda – nikt inny nie będzie miał takiego, to po prostu niemożliwe!

  7. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak to jest stworzyć coś tak bardzo od surowego materiału, jaki daje natura. :))
    Ja jak coś udziergam, to czuję się jak pani i władczyni świata, a co dopiero tu! 😀 <3

    1. Z tym surowym materiałem to nie do końca prawda – moja przygoda zaczyna się od gotowej czesanki, która jest przemysłowo prana, gręplowana i czesana w paśmie. Niestety dotychczasowe doświadczenia wskazują, że mam uczulenie na wełnę potną i boję się podejmować kolejne próby (chociaż długo już pewnie nie wytrzymaja te surowe loki, które czekajż na zmiłowanie w wełnianym pudle).

      Jeśli czujesz się jak Bóg Wszechmogący jak coś wydziergasz to tu jest tak samo tylko razy trzy i pół. Pierwszy raz gdy okazuje się, że farbowanie jest piękne, a czesanka się nie sfilcowała, drugi jak w przędzeniu nie ma ani jednego supełka, nitka jest równa, przejścia kolorystyczne wspaniałe, a po potrojeniu można ją zdjąć ze szpuli i od razu dziergać, bo nic się nie zwija, trzeci raz tradycyjnie jak skończysz dziergać, a to pół jest gratis za powtorzony układ kolorów i równej grubości nitkę na całej jej dłuości i za efekt przenikających się barw, który widać dopiero na całości. Widzisz, jakie to proste do wyjaśnienia 😀

  8. Ładnie wyszło i bardzo fajne kolorki 🙂 Lubie takie melanże 🙂 Jeżeli masz ochotę to zapraszam na mój nowy post z uszyta spódnicą 🙂

    1. Ja też lubię, gdy włóczka jest kolorowa – zresztą przy ręcznym farbowaniu trudno jest uzyskać równomierne nasycenie kolorem. To nie fabryka 😉 Ale to właśnei stanowi o uroku własnych farbowanek, no i oczywiście fakt, że są absolutnie niepowtarzalne.

  9. Oj tak, nie mogłaś wybrać lepiej … powstał jedyny, niepowtarzalny i tylko Twój Baktus 🙂
    Szapo ba za ogrom pracy … pracy od podstaw!

    1. Och tak, Baktus jest mój w każdym calu! Uwielbiam go i niezmiernie się cieszę, że wszystko wyszło tak jak planowałam. To ogromna radość 🙂

    1. To niezwykle miłe, gdy ktoś widzi i docenia moją pracę 🙂
      Dziekuję…

  10. No i co tu można dodać, jak już wszystko powiedziane :)Baktus piękny, no i jeszcze to własnoręczne tkanie – pamiętam ze swojego dzieciństwa pracujący kołowrotek u ciotecznej babki – dla dziecka to był fascynujący widok.

    1. Pracujący kołowrotek zachwyca dzieci chyba od zawsze. Ty piszesz o swoim dzieciństwie, mnie fascynowały książkowe opisy tego cudu techniki (podobnie zresztą jak wrzeciona), a podczas możliwości spotkania z dziećmi nadal można obserwować tę fascynację. Teraz tym bardziej silną, że jako społeczeństwo bardzo daleko odeszliśmy od ciągu przyczynowo-skutkowego, na którego końcu znajduje się ubranie, więc tłumaczenie całego procesu nieświadomym dzieciakom to nie lada czary w ich mniemaniu 🙂