Nauka robienia na drutach – wpis gościnny

Po raz pierwszy wcieliłam się w nauczycielkę robienia na drutach osobiście i bezpośrednio. Kursantką była moja najlepsza przyjaciółka Lotty, którą możecie znać z bloga Geekeria.pl, która nagle zapragnęła nauczyć się dziergać 🙂

zdjęcie 4(1)
Oto jej relacja i garść spostrzeżeń 🙂

Kiedy pierwszy raz chwyciłam w ręce druty, przeczuwałam nadchodzący szereg tragedii i wielkie rozczarowanie. Jakież było moje zdziwienie, kiedy spod moich własnych, nieporadnych łapek wyskoczyła wcale ładna czapka! Oto krótka historia mojego drutowego debiutu.

zdjęcie 4(2)

Jak to się w ogóle trzyma?!
Przyznaję, że pewnie dużo gorzej by mi poszło, gdyby nie pomoc Yadis, która z cierpliwie pokazywała mi krok po kroku wszystko, co umieć powinnam, żeby wykonać cokolwiek przypominającego włóczkowe wytwory, które widuję w internetach. Miałam dzięki temu możliwość podejrzenia wielu rzeczy, które wydawały mi się wcześniej mistyczną sztuką – na przykład to, jak się właściwie te druty trzyma, jak się zaczyna, dodaje i odejmuje, kończy, robi prawe oczka, lewe oczka… Wiedza dawkowana mi była kroplami, chociaż już na początku zbladłam widząc skomplikowany zawijas pierwszego rzędu.

zdjęcie 1
Poszło zadziwiająco gładko

Ponieważ kierując się rozsądkiem i rozwagą, Yadis na pierwszy raz podsunęła mi grube druty i puchatą włóczkę, więc praca szła zadziwiająco szybko. Nieskromnie pochwalę się, że tylko raz zgubiłam oczko, a zbyt ciasne oka wychodziły mi sporadycznie.

Jedynym moim problemem zasadniczym jest nieumiejętność nawinięcia sobie tej nieszczęsnej włóczki na paluch tak, żeby jednak była napięta, ale luźna na tyle, żeby dała się przesuwać. No ni w ząb. Jestem pewna, że istnieje na to jakaś magiczna metoda. Ba, nawet mi ją Yadis pokazywała. A ten mój uparty paluch tak czy siak jakoś nie chciał współpracować, ostatecznie angażując zdecydowanie za dużo mojej uwagi.

zdjęcie 2
Ogólne wrażenia

Ostatecznie jestem w szoku. Biorąc pod uwagę to, że moją umiejętność skupienia się na pojedynczej czynności porównać można do tej posiadanej przez gupiki, na początku oczami wyobraźni widziałam ćwierć półproduktu rzucone po dwudziestu minutach w kąt. A tu zdziwienie ogromne nastało po dwóch dniach roboty, kiedy jedynym objawem zniecierpliwienia była frustracja na ostatnie dwadzieścia oczek – bo ich jeszcze nie było, a powinny być JUŻ.

zdjęcie 5
Jest coś niezwykle satysfakcjonującego w machaniu drutami i patrzeniu, jak przybywa substancji, która zmieniła się ni stąd ni zowąd z kłębka wprost w pomarańczową czapkę z pomponami. Mózg odpoczywa w kreatywny sposób, ręce wcale się nie męczą (to też była moja wielka obawa – no bo jak to tak, że tyle się człowiek namacha łapami, a one nic?), a efekt końcowy daje zdecydowanie więcej satysfakcji niż mi się wydawało.

zdjęcie 1
Nie ukrywam, nie jestem szczególnie domatorską bestią. Swój czas poświęcam w zdecydowanej większości na spotkaniach ze znajomymi, granie w gry przeróżne i krytyczne spoglądanie na życie Internetu. Dlatego wielkim zdziwieniem napawa mnie to, że znalazłam ogromną satysfakcję w dzierganiu, na temat którego miałam chyba złe pojęcie. Zawsze kojarzyło mi się z babcią robiącą szkaradne swetry i żadna siła, żadne solidne dowody ze strony Yadis, nie potrafiły zmienić tego wyobrażenia aż do czasu, kiedy sama nie spróbowałam. Mam już plany na kolejne, nieco bardziej dostosowane do moich zainteresowań działania drutowe. I już nie mogę się doczekać!

zdjęcie 5(1)
Na koniec jeszcze mój mały komentarz 🙂

Lotty okazała się bardzo pojętną uczennicą. Długo zastanawiałam się co zrobić i jaki projekt wybrać, by jej nie zniechęcić na samym początku. Pamiętając nauki mojej Cioci podstawową decyzją było wybranie czegoś prostego, ale konkretnego, zamiast kretyńskich prostokątnych próbek. Wybrałam też grubą włóczkę i grube druty, by robota szybko się posuwała do przodu.

Szczegóły techniczne projektu:

Wzór: luźna adaptacja czapki Capucine
Włóczka: Bukly Yarn Art, 100g/100m, 30% wełna, 70% akryl, 1 kłębek, kolor rudy Druty: Hiya Hiya 8mm na żyłce
Wymiary: obwód głowy 54 cm
Uwagi: Bardzo wytrzymała, ciepła i na dodatek farbowana w intensywne kolory włóczka z dodatkiem wełny 🙂 Pozostałość po robionym jakiś czas temu szaliku-lisku, który wylądował u mojej koleżanki ze studiów. Po projekcie został mi 1 kłębek, z którego musiałam „pożyczyć” 10 metrów. Zależało mi na szybkim efekcie, więc sięgnęłam po tego grubaska 🙂

Muszę przyznać, że nauka dziergania to bardzo przyjemne zajęcie i chyba muszę pomyśleć nad organizacją jakiejś szerzej zakrojonej akcji edukacyjnej, jakichś kursów czy warsztatów. Oto pomysł na Nowy Rok! Szerzej następnym razem, bo to nie jedyna nowość, którą planuję w kolejnych miesiącach….

 

Może spodoba ci się jeszcze...

4 komentarze

  1. Woow, czapka jest super! Gratulacje dla Was obu, za cierpliwość i tak dobre początki! Ja jeszcze do drutów nie doszłam, na razie szydełkuję 🙂 Ale podziwiam i popieram akcję edukacyjną, jakby co to ja chętnie się pouczę!

    Pozdrawiam serdecznie)

    1. Ucząc Lotty miałam w głowie to, jak mnie uczyła Ciocia. Wtedy zamiast głupich próbek wyszydełkowałam prostą serwetkę, a Lotty zamiast niepotrzebnego kwadratu ma przydatną i ładną czapkę 🙂

  2. Marze by nauczyc sie robic na drutach. Bo dziewczyny od Maknety zarazily mnie wloczkomania. Mam nadzieje ze kiedys mi sie to uda. Moja mama probowala, ale niestety chodzilo o robienie jak to mowisz bezuzytecznego kwadratu i mnie nie wciagnelo. A teraz żałuję. Pozdrawiam Hardaska

    1. Dzierganie nie jest generalnie rzecz biorąc interesującą czynnością, jednak wykonanie własnoręcznie czegoś od zera, przerobienie zwykłej nici na coś użytecznego, posiadającego określony kształt i funkcję ma w sobie coś z magii. Zawsze kojarzy mi się którąś książką fantasy, gdzie czarnoksiężnik tkał zaklęcia i im trudniejsze były czary, tym więcej czasu mu to zajmowało…

      A jeśli chodzi o bezużyteczne kwadraty, to wkrótce pokażę ciekawy sposób na ich wykorzystanie, więc nawet tradycyjnie pojmowana nauka robienia na drutach okaże się dzięki temu bardziej sensowna 🙂