Dom bez fretki to nie dom…

Tym razem na blogu całkowita prywata… Po prawie 7 latach wspólnego życia byliśmy zmuszeni uśpić naszą fretkę Zorzę, która czasem pojawiała się na blogu, a kilka dni później niespodziewanie pojawiła się w naszym domu mała Hrabina. Ten wpis będzie właśnie o nich.

P1120007

Zacznę od mniej wesołej części opowieści – po majówce Zorza zaczęła gubić futro. Wybrałam się do weterynarza na wszelki wypadek, żeby się uspokoić. Okazało się jednak, że to poważna sprawa – nowotwór wątroby :/ W tym momencie zaczęła się walka o jej życie i każdy kolejny dzień z nami. Udało się ukraść aż 3 miesiące! W międzyczasie były wizyty u specjalistów, diagnostyka, ciągłe leczenie i powoli, lecz stale, pogarszający się stan zwierza. 30 lipca 2014 zdecydowaliśmy, że nie można już dłużej czekać patrząc na to jak Zorza się męczy i pojechaliśmy do weterynarza ją uśpić. Było to koszmarne doświadczenie i wolałabym już nigdy go nie powtarzać. Świadomość, że tak trzeba niewiele pomagała…

Postanowiłam na blogu zrobić mały zorzowy zakątek wspominkowy, bo chcę zapamiętać ją jako małego łobuza dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, niż jako schorowaną staruszkę jaką była przez ostatnie tygodnie. Wygrzebałam z różnych zakamarków aż 25 jej najfajniejszych i najbardziej uroczych zdjęć, a blog to idealne miejsce, by się nie zgubiły 🙂

2014-07-30 15.28.03 2014-06-22 16.28.21 Fretka-Zorza-01 Fretka-Zorza-02 Fretka-Zorza-04 Fretka-Zorza-09 Fretka-Zorza-10 P1070691 P1100371 P1110156 P1110266 P1120007 P1120145 P1120191 P1120200 P1120215 P1130290 P1130314 P1130324 P1150059 P1150070 P1150104 P1150108 P1150122 P1150599Na marginesie muszę powiedzieć po moich ostatnich wizytach lekarskich i weterynaryjnych, że system opieki nad zwierzętami jest zorganizowany zdecydowanie lepiej niż ludzka ochrona zdrowia. Wszystko da się załatwić niemal od ręki, lekarze są pomocni, mają dla pacjentów czas i dobre słowo, chętnie tłumaczą podejmowane działania i ordynowane leczenie, przejmują się losem podopiecznych, są troskliwi i taktowni. Jakoś nie mogę tego powiedzieć o większości lekarzy, z którymi miałam ostatnio do czynienia…

Tak czy inaczej w momencie kiedy wiadomo było, że choroba Zorzy jest poważna i to tylko kwestia czasu kiedy jej zabraknie postanowiliśmy, że dom bez fretki to nie dom i że za jakiś czas przygarniemy kolejnego ogonka. Miało być kilka tygodni, a może nawet kilka miesięcy przerwy, a potem nowy maluch lub adopcja freciaka w potrzebie. Pewne było tylko to, że musi być to jakaś kolorowa odmiana, żeby nie kojarzyła się nam z niedawną stratą. Zaczęliśmy bez pośpiechu przeglądać ogłoszenia i typować naszych potencjalnych nowych lokatorów. Kilka hodowli, trochę serwisów ogłoszeniowych i oto wśród innych ofert pojawiła się ona – srebrna młodziutka samiczka z Kędzierzyna. Przy okazji powrotu do domu postanowiłam ją poznać, a jeśli przypadniemy sobie do gustu, to zarezerwować i odebrać za jakiś czas, gdy uda nam się odpowiednio przygotować.

Los chciał inaczej. Okazało się, że malec nie mieszka w domu z rodziną, a w sklepie zoologicznym. Małym, dość ciemnym, gorącym i dusznym pomieszczeniu, pod opieką człowieka, który wyraźnie nie miał odpowiedniej wiedzy i serca by się nią zajmować. Mimo tak złych okoliczności sama fretka okazała się nad podziw miłym i uroczym stworzeniem, bo nie dość, że była wyjątkowo ładna, to na dodatek od razu mnie zaakceptowała, chciała się bawić i psocić. Chwilę biłam się z myślami, bo przecież byłam kompletnie nieprzygotowana na jej przyjęcie, nawet nie zdążyłam umyć klatki czy zabawek dla malca, nie mówiąc nawet o całym mieszkaniu. Uznałam jednak, że zostawianie fajnego, przyczłowieczego zwierzątka w takich warunkach nawet jeszcze nawet przez tydzień będzie po prostu niehumanitarne i każdy dzień tam powoduje, że oswojona przez kogoś w dzieciństwie fretka po prostu dziczeje (zwierzak był w sklepie przez dwa tygodnie). Tym sposobem nowa fretka wróciła ze mną do kompletnie nieprzygotowanego na jej przybycie domu tego samego dnia. Podróż z małą w upale, w kartonie z kratką zamiast w solidnym transporterze to zresztą temat na osobną historię, ale najważniejsze, że dotarłyśmy całe i zdrowe 🙂 I zamiast kilku tygodni nasz dom był bezfretkowy tylko przez 4 dni. Czas przedstawić Wam Hrabinę:

Tak Hrabina wyglądała w ogłoszeniu o sprzedaży: 2014-08-03 19.23.41 2014-08-03 19.23.50W sklepie było tak:

2014-08-03 14.25.15
2014-08-03 14.25.56

A potem już u nas:
Hrabina i mata Hrabina przy misce Hrabina w reklamówce 2014-08-11 21.33.55-2
2014-08-05 22.15.35 2014-08-10 14.52.26-2Fretkowe mieszanie (zwróćcie uwagę ile fretki wystaje z obu końców ruro-hamaka):

2014-08-11 21.52.53

Oto, co zazwyczaj udaje się uchwycić na zdjęciach fretki:

Hrabina w biegu

No i jeszcze filmik atakującej fretki na zakończenie:

Przy okazji tego wpisu uświadomiłam sobie jak mało Zorzy było na blogu i jak niewiele pozostało mi po niej zdjęć i filmików po tylu wspólnych latach… Postanowiłam więc, że Hrabina będzie tutaj częstym gościem, może nawet pojawi się w cotygodniowych cyklach. Mam nadzieję, że dzięki temu ja będę mieć motywację, by jednak próbować uchwycić tego małego wiercipiętę na jakiejś ostrej fotce, a przy okazji więcej osób zobaczy jak wygląda życie z fretką, a te urocze zwierzątka staną się dla Was choć odrobinę mniej egzotyczne 🙂  Co Wy na to?

Może spodoba ci się jeszcze...

6 komentarzy

  1. strasznie się cieszę, że trafiłam dzisiaj na ten wpis i na Twojego bloga. 🙂
    dzisiaj idę do weterynarza z moim chomikiem Jerzym, z którym spędziliśmy cudowne dwa lata, żeby najprawdopodobniej go albo uśpić albo jeszcze kilka dni życia mu ukraść, bo ogromnego guza już ma. i na razie nie wyobrażam sobie tych dni, kiedy go nie będzie, a jeśli nastąpi to dzisiaj, to dom przez kilka długich tygodni będzie domem bez zwierzątka. bo po Jerzym postanowiłam zaadoptować świnkę morską, jednak dopiero od października, bo wcześniej nie będziemy mieć warunków żeby się nią odpowiednio zaopiekować. chyba że trafi się taka okazja, jak z Twoją uroczą Hrabiną i wtedy ktoś przybędzie szybciej. 🙂
    a zdjęcia obu fretek są piękne, i Zorza i Hrabina są urocze, chociaż tak różne od siebie. niech się Hrabina dobrze chowa. 🙂
    pozdrawiam.

    1. W naszym wypadku po powrocie od weta była rozpacz i pustka. A w ciągu dni bez fretki na każdym kroku ożywały wspomnienia i boleśnie dawały o sobie znać przyzwyczajenia („wychodzimy, więc zamknij fretkę”, „sprawdziłeś, czy Zorza ma wodę i jedzonko”, „patrz gdzie siadasz, żeby fretki nie przygnieść” itp.). Zresztą po przybyciu malca wcale nie było do końca dobrze, np. dlatego, że myliły się nam na początku imiona i ze zadziwianiem odkryłam, że pieszczotliwe zdrobnienie „Zosia” stało się dla mnie przez tyle lat synonimem słowa fretka…

      My mieliśmy mieć kilka tygodni, albo nawet miesięcy przerwy, ale splot różnych okoliczności zdecydował za nas i nie żałujemy 🙂 Przygarniając nową fretkę chcieliśmy, żeby jak najbardziej różniła się od Zorzy i to się udało w 100%, bo mała różni się nie tylko wyglądem zewnętrznym i kolorem, ale także upodobaniami i przyzwyczajeniami.

  2. Życie ze zwierzętami to ciągłe radości i smutki… Nasz dom jest zawsze pełen zwierząt – obecnie kotów, kur i królików… i chociaż każde z nich dostarcza nam moc radości, to i smutek jest z nimi nierozerwalnie związany… Kiedyś musieliśmy uśpić kota chorującego na białaczkę… w lipcu straciliśmy naszego kotka Guzika oraz przeżyliśmy śmierć dwóch kur i chorobę królika Behemota… na szczęście radosnych chwil jest dużo więcej 🙂 Nie wyobrażam sobie życia bez zwierząt!

    1. Radości przy zwierzętach zawsze jest więcej, ale jakoś nie mogę przejść do porządku dziennego nad tymi smutnymi momentami… Niestety ze względu na alergię nie mogę sobie pozwolić na większą ferajnę – zresztą jedna fretka to jak dla mnie aż nadto atrakcji 😉

  3. Cudowne zwierzaki Nasz Fretka ”Moli” niedawno zachorowała strasznie mi smutno kiedy na nią patrze te cudowne formy życia maja coś w sobie ze nie moge przestac o nich myslec mam na mysli … CZY MA CO JESC PIC Czy sie nie nudzi masakra istna obsesja