Dzierganie, przędzenie i czytanie w listopadzie. Dzień prucia.

Miało być dzierganie, przędzenie i czytanie, a u mnie dziś przede wszystkim prucie 🙂 W szale porządkowania i perfekcjonizmu zdecydowałam się przywrócić postać kłębków trzem dużym projektom.

collage prucie

Aktualnie czytam:
– na Kindle „Mort” Terry’ego Pratchetta (70% przeczytane)
– na papierze nic, żeby się nie rozpraszać i szybciej połykać książki

Aktualnie słucham:
– „4-godzinny tydzień pracy” Timothy Ferris. Pierwsza książka, której słucham poprzez Spotify – wygodne rozwiązanie, jednak okazało się zasobożerne, bo po raz pierwszy wyczerpałam pakiet Internetu.

Aktualnie dziergam:
– Test wzoru czapki dla Iwony Eriksson – kupiłam włóczkę, bo w zapasach nie było nic odpowiedniego i będę zaczynać, mam wyrzuty sumienia, bo jestem mocno spóźniona
– Czarny sweter dla Mojego Mężczyzny – muszę dorobić kaptur i będzie gotowy
– Pled – po wakacyjnej hibernacji wracam do dziergania wykańczającego resztki ( i mnie trochę też) pledu na łóżko do sypialni, może do końca roku się z nim uporam…

Aktualnie pruję ;(
Kukurydzę – sweter z własnej włóczki z wzorem warkoczowym na plecach – miałam już tył i większość przodów
– Chustę Dream Team – wydziergałam ją już w całości po raz drugi i po raz drugi ją pruję, bo nie jest tak jak chciałam, po powrocie do postaci kłębków poleży teraz i nabierze mocy urzędowej, bo nie mogę na nią patrzeć
Tunikę Gemini – zrobiona w lutym odleżała swoje w szafie, ubrałam ją raz na spotkanie dziewiarek, żeby się pochwalić, a potem tylko zajmowała miejsce.

Aktualnie przędę:
– bieloną wełnę 28 mic – nie wiem co z tego wyniknie, ale tym razem przede wszystkim się bawię, testuję nowość jaką jest da mnie ta wełna i wprawiam się w technice long draw. Będzie grubo i niezbyt równo 🙂

Mam perfekcjonistyczną naturę, co często bywa moim przekleństwem – widać to także przy okazji dziergania. Wystarczy, że nie pasuje mi jakiś drobiazg lub dzianina nie spełnia moich wyśrubowanych norm, by cały projekt był skazany na niepowodzenie. Widać to w trzech dzianinach, które dziś rozstaną się z życiem…

collage geminiGemini od początku nie była taka jak trzeba – wymyśliłam sobie ją jako prosty sweterek z długim rękawem, a z różnych względów skończyła jako tunika bez rękawów. Okazało się, że fantastyczna włóczka i piękny kolor to za mało i mimo upływu czasu nie wybaczyłam jej, że nie jest tym czym miała być.Uznałam, że jeśli sam materiał na sweterek kosztował mnie około 200 złotych, to muszę być z niego perfekcyjnie zadowolona, bo inaczej to wyrzucanie pieniędzy w błoto.

collage kukurydzaKukurydza okazała się natomiast dość podstępna – wzór warkoczowy na plecach jest piękny, jednak cóż z tego, kiedy zeżarł mnóstwo włóczki, zmniejszył wymiary pleców zmieniając planowany krój, no i ostatecznie spowodował, że zabrakło mi włóczki. Jakby tego było mało wymusza na mnie wykorzystanie ściegu lewego  za którym nie przepadam na przodach i rękawach, a moje ręce prezentują się w nim fatalnie. Dorobienie brakujących motków jest oczywiście możliwe, ale szansa na idealne utrafienie z grubością, fakturą i kolorem jest minimalna, zamiast więc brnąć dalej, podjęłam decyzję o rozstaniu.

collage dream teamNajbardziej jednak szkoda mi chusty o roboczej nazwie Dream Team od włóczki stanowiącej jeden z jej najważniejszych atrybutów – po raz drugi zrobiłam ją w całości i po raz drugi po zakończeniu okazuje się, że otrzymałam kompletnie nie to czego oczekiwałam. Wymyśliłam sobie kształt sierpa, jednak bez rzędów skróconych. Najpierw męczyłam się sama, potem skorzystałam z gotowego wzoru i w obu przypadkach nie osiągnęła zamierzonego efektu. Na domiar złego przy drugim razie zdecydowałam się zmienić układ kolorowych pasków z 1×2 na 2×2 (kolor x baza) – okazało się to posunięciem fatalnym i tym bardziej bolesnym, że gdyby gdybym tego nie zmieniła, to prawdopodobnie chusta mimo rozbieżności z pierwotnym planem by się ostała, a tak to mam po niej tylko kilka pamiątkowych fotek (w sumie i tak lepiej niż w wypadku pierwszej wersji, po której mam tylko wspomnienia).

Jest mi strasznie przykro, bo chusta i Kukurydza to razem miesiąc mojego dziergania i mam wrażenie, że zmarnowałam ten czas. Przecież równie dobrze mogłabym nie robić nic – dałoby to identyczny efekt, czyli brak jakichkolwiek posuniętych do przodu projektów…

Na koniec w ramach pocieszenia pokażę Wam zdjęcie, które wywołuje u mnie radość – fretki wreszcie się dogadały i zamieszkały razem! Trwało to dwa miesiące i było bardzo męczącym i stresującym procesem, ale teraz dostarcza nam mnóstwo radości ze względu na szałowe miny i pozy, które potrafią przyjmować. Oto najlepsze z ostatnich ujęć – „Przyłapani na gorącym uczynku” – fotka z mojego Instagrama, gdzie chętnych zapraszam po więcej 😉 Fretki na pożegnanie #6

fretkowy romans

Może spodoba ci się jeszcze...

18 komentarzy

  1. Z tym perfekcjonizmem Cię rozumiem. Sama tak mam i powoduje to, że jedną rzecz robię wielokrotnie jeśli nie spełnia moich oczekiwań.
    Pozdrawiam

    1. Czasem mam sama siebie dość, bo przecież mogłoby często zostać tak jak jest, ale nie, oczywiście mi musi przeszkadzać i wnerwiać, że byle jak/nie tak jak powinno/na skróty…

  2. Nie przesadzaj, jakbyś miesiąc nic nie dziergała, to byś wynudziła się jak mops i nie uświadomiła sobie tych kilku ważnych rzeczy, których nauczyły Cię sprute robótki 😉 A już Kukurydza bez choć jednego dużego prucia zakrawałaby na cud i fart nieprzeciętny. Własne projekty to więcej pracy i więcej prucia… Jak się nauczyłam bez sentymentów pruć niedoskonałe wyroby, to w sumie odczułam ulgę na całej linii – to robótki mają być dla mnie, a nie ja dla robótek 🙂

    1. Z tym nudzeniem to bez przesady – mogłabym posprzątać albo książkę poczytać… Znalazłabym sobie zajęcie 😉 Co do wartości edukacyjnej, to nie przeczę, bo sporo się dowiedziałam, ale wolałabym się uczyć na cudzych błędach zamiast na własnych 😀 Co do prucia to u mnie też jest bez sentymentów, bo wolę mieć jedną świetną rzeczy niż 5 byle jakich, więc pruję bez opamiętania, a Mój Mężczyzna śmieje się ze mnie, że więcej pruję niż robię podając za przykład swetry (których mam własnej roboty w szafie 2, a zaczynałam już pewnie około 20).

  3. Trochę szkoda prucia, a najbardziej Kukurydzy, taka oryginalna. Miesiąc dziergania na pewno nie był zmarnowany, zgadzam się z Marią 🙂 Fretki super wyglądają razem :))

    1. Kukurydzy mi mniej szkoda, bo prucie nie wynikało w jej wypadku z błędów konstrukcyjnych, a jedynie z niedoboru materiału – tak jak pierwotnie miało być zostanie ona sweterkiem o wdzięcznej nazwie Berka, chociaż zmuszona jestem do rezygnacji z warkocza jako elementu zbyt włóczkożernego. Zmienię też druty na większe, bo dzianina mogłaby być luźniejsza, a wtedy zwiększą się minimalnie wymiary próbki i na sweterek powinno wtedy wystarczyć włóczki.

  4. Rozumiem doskonale Twój stres, ale nie powiedziałabym że straciłaś ten czas – czas na próby nigdy nie jest czasem straconym, naprawdę. I zgadzam się, jeżeli wydajemy sporo pieniędzy na włóczki i poświęcamy im sporo czasu, to efekt musi nas cieszyć.
    Fretki cudne. 😀

    1. Z Gemini naprawdę próbowałam się polubić, ale nam się nie udało 🙁 A taka włóczka po prostu musi być użytkowana, bo inaczej to bez sensu. Czas nie jest do końca stracony, bo np. przy Kukurydzy wreszcie zrozumiałam warkocze i to do tego stopnia, że sama znalazłam i poprawiłam błąd we wzorze, z którego korzystałam. Teraz będę mogła przy jakiejś okazji zaprojektować lub dostosować do siebie, gdy wreszcie dotarło do mnie o co chodzi (wcześniej byłam niewolnikiem schematu). Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, ale nauka tym razem okazała się bardziej bolesna niż zwykle. No i kilka dni odpoczynku od drutów dobrze mi zrobi po takim rozczarowaniu…

  5. Ale super zdjęcie fretek:) Dziarsko im z oczu patrzy. Lubią rozrabiać?
    Prucie…
    Szkoda pracy ale kiedy efekt nas nie zadowala, nie ma wyjścia.
    Po raz kolejny czytając o przędzeniu, zastanawiam się „jak?”…
    Pozdrawiam.

    1. Fretki to straszne rozrabiaki 🙂 Taka ich natura i to w nich uwielbiam (chociaż czasem bywa męczące). To jedne z niewielu zwierząt, które przez całe życie lubią się bawić, psocić i poznawać świat.

      Co do przędzenia to wbrew pozorom jest to łatwiejsze niż się wydaje – wystarczy trochę czesanki wełnianej lub waty, mątewka i haczyk 🙂 Od miesiąca jestem gospodarzem piątkowego cyklu dla prządek i chyba któryś kolejny poświęcę właśnie dla Takich osób jak ty, które by chciały, ale kompletnie nie wiedzą jak i od czego zacząć. To jest dobry pomysł. ot co!

  6. Współczuję prucia, ale tak jak pisały dziewczyny wyżej – podejmowanie miliona prób jest niezbędne, żeby osiągnąć mistrzostwo. Życzę powodzenia i niecierpliwie czekam na efekty zmagań z pledem 🙂

    1. Z pledem na szczęście zmagam się przede wszystkim fizycznie (bo duży i ciężki) i przestrzennie (bo muszę się jakoś rozlokować z tym klamotem i masą kłębków), ale tu wzór jest banalny, wiec przynajmniej nie grozi mi prucie 😀

      Co do prucia, to traktuję je trochę tak jak wizytę u dentysty – nie jest to przyjemne, ale konieczne i potem będzie już lepiej! Takie tłumaczenie dodaje mi otuchy…

  7. Prucie nie jest miłe 🙁 Szczególnie ta tunika bardzo przypadłą mi do gustu… ale fajnie wyglądają kłębki w misce 😛
    Froteczki są kochane 😛

    1. Tuniki też najbardziej było mi żal, ale myślę sobie, że o czymś świadczy fakt, że była to jedyna robótka, w której zamiast pracowicie wszywać nitki zdecydowałam się na ich ładne związanie i przycięcie po lewej stronie (w zamyśle po to, żeby ewentualnie łatwiej się pruło). A zdjęcie kłębków to takie dla mnie trochę na pocieszenie, bo rzeczywiście ładnie się prezentuj i właściwie wyglądają trochę jakby czekały na nowe wyzwania 😛

  8. No jak tak można było fretki przyłapać? Urocze są 🙂

    Też jestem perfekcjonistką i zwykle to, co zrobię, nie bardzo mi się podoba. A może to nie perfekcjonizm, tylko niska samoocena i brak wiary w siebie? Mniejsza o to. Najważniejsze, że ze sprutej wełny możesz zrobić coś zupełnie innego, a chusty też by mi było szkoda.

    1. U mnie to zdecydowanie nie problem niskiej samooceny czy brak wiary w siebie 😉 Pod tym względem to jestem czasem aż za bardzo „do przodu”. Po prostu ma wysokie wymagania zarówno wobec siebie jak i wobec świata, w tym wobec rzeczy, które mnie otaczają. No i tym standardom niełatwo sprostać…

  9. Eee, nie myśl o tym jak o straconym miesiącu, w końcu próbowałaś, testowałaś, eksperymentowałaś, a to rozwija! Drugi raz nie doprowadzisz do prucia w ten sam sposób 😉 A kukurydzy strasznie szkoda, te plecy były czadowe…

    1. Kukurydza chyba jest jakaś pechowa – wczoraj musiałam spruć plecy po raz drugi, bo znów okazały się zbyt włóczkożerne. Teraz już nie kombinuję, tylko biorę się za dzierganie od góry, bo tam ile wyjdzie, tyle będzie, a Berkę (której konstrukcja i prostota wykonania totalnie mnie zachwyciły) zostawię sobie na inną okazję, gdy będę mieć więcej włóczki, a nie na styk jak teraz…