Rozczarowanie szyciem :(

Po euforii ostatnich dni i zachwytach nad nową Dziunią nadeszło nieuchronne zderzenie z rzeczywistością. Okazało się, że cała praca ostatniego tygodnia, poszła na marne, bo przewidziałam zbyt małe zapasy na szwy na ramionach. Projektu nie dało się uratować :/
A mi dało to mocno do myślenia i konkluzje nie okazały się wesołe…

rozczarowanie szyciem

Pierwsza i najważniejsza – nie nadaję się do szycia!

Wszystkie rzeczy, które uszyłam do tej pory miały jakieś niedoskonałości, wady i błędy. Z niczego nie byłam do końca zadowolona. Coś zawsze się źle układało, nie wychodziło tak jak planowałam albo sprawiało jakieś inne, nieprzewidziane problemy.

Rzecz druga to wykroje – niestety jestem nieforemna i to co pasuje na mnie w biuście, nie pasuje w talii i/lub w biodrach, szczególnie jeśli jest np. sukienką i obejmuje swoim zasięgiem wszystkie te 3 obszary. Musiałabym korygować wykroje, a niestety na to moja wiedza o konstrukcji ciuchów jest po prostu zbyt mała. Niedopasowane wykroje oraz błędy w tych, które wypróbowałam skutecznie mnie zniechęciły na początku szyciowej drogi. Po przygotowaniu kopii, skopiowaniu, wycięciu i spięciu szpilkami okazywało się, że właściwie to powinnam zacząć od początku, bo gdzieś coś się nie spina, brakuje albo nadmiaru nie da się sensownie zamaskować.

Trzecia rzecz to moja ambicja – najzwyczajniej w świecie nudzą mnie wprawki. Szycie poszewek na poduszki to dla mnie żadne wyzwanie, podobnie jak przeróbki krawieckie, w których osiągnęłam sporą biegłość. Najprostszych rzeczy, czyli spódnic nie noszę prawie wcale, więc ich szycie mija się z celem, podobnie jak topów na ramiączkach czy koszulek. Wiem jak działa moja maszyna, nie muszę się tego już uczyć.

Niestety tutaj pojawia się przepaść, której nie potrafię przekroczyć – nie jestem w stanie przejść od tych prostych projektów do czegoś chociaż troszkę bardziej skomplikowanego.  Moją zmorą jest poszewka, szczególnie przy rzeczach typu torebka, etui, pojemnik. To dla mnie wyższa szkoła jazdy – nie potrafię zrozumieć jak to powinno być zszyte, żeby się nie okazało, że mam wszytą prawą stronę podszewki do odwróconej na lewą stronę torebki albo jakoś podobnie (co już mi się zdarzało). Kolejnym koszmarem jest konstrukcja odzieży i wykroje, o których już pisałam – ich przygotowanie wymaga dużej dokładności i zajmuje sporo czasu, a efekty nigdy mnie nie zadowoliły. Co więcej całe przygotowania nie dają mi radości, bo z natury jestem niecierpliwa i raczej niedokładna – moją jedyną nagrodą w szyciu jest efekt finalny, więc gdy on rozczarowuje po raz kolejny, motywacja leci na łeb na szyję…

W tym miejscu pojawiają się komplikacje, które powodują, że jednak po raz kolejny zbieram swoje zabawki i zabieram się za realizację kolejnego pomysłu. Na pierwszy plan wychodzą przede wszystkim względy finansowe – po prostu zainwestowałam dotychczas mnóstwo pieniędzy w szycie: maszyna, ostatnio nowa Dziunia, materiały, dodatki krawieckie, ciuchy lumpeksowe kupowane, by je pociąć i przerobić. Myślę, że to co najmniej 3000 złotych, oczywiście nie wydane na raz, ale i tak bolesne byłoby dla mnie przekreślenie tego, a nie łudzę się, że sprzedaż przyniosłaby sensowny zwrot, tym bardziej, że maszyna na pewno u mnie zostanie. Pod względem zajmowanego miejsca moje zapasy związane z szyciem dorównują prawie włóczkom, więc ich likwidacja byłaby naprawdę kusząca pod względem przestrzennym…

Poza tym zawsze ciągnęło mnie do projektowania mody – nawet jeśli nie zawodowo, to dla siebie. Wiązało się to także ze znacznymi inwestycjami, tym razem głównie w książki – sądzę, że półka na ten temat to jakiś 1000 złotych, a może nawet więcej…

Kolejną rzeczą, która mnie hamuje przed pozbyciem się tego wszystkiego w diabły, to oryginalność. Lubię wyglądać inaczej niż inni, wyróżniać się na ulicy, a w czasach sieciówek to naprawdę wyzwanie. Szycie sobie ubrań samodzielnie to najłatwiejszy sposób, by nikt w zasięgu wzroku nie miał czegoś takiego jak ja. No i oczywiście jakość – szyjąc dla siebie nie muszę ograniczać się do poliestru, czy szmirowatych dzianin z bawełny, które są aż przezroczyste z oszczędności – mogę sięgnąć po grubszą bawełnę, len, wełnę, skórę, koronki albo uszyć sukienkę z jeansu sztywną jak zbroja, jeśli będę miała taki kaprys…

No i ostatnia rzecz – spore plany prywatno-zawodowe, które wiązałam z szyciem i oszczędności, których w perspektywie może mi dostarczyć. Ze względu na to, że zarabiam na życie występując publicznie przed gronem słuchaczy podczas szkoleń, muszę odpowiednio się prezentować, a sukienka szkoleniowa, to wydatek co najmniej 100 złotych, a zazwyczaj to około 200-250 za sztukę – gdybym mogła uszyć ją sobie sama, w perspektywie roku w kieszeni zostałby mi co najmniej 1000 złotych (a jeśli ten rok będzie tak intensywny na jaki się zapowiada to nawet dwu- lub trzykrotnie więcej), bo muszę mieć sporo takich ciuchów i nie mogę założyć żadnej z tych sukienek więcej niż kilka razy.

Gdy oglądam wykonania Marchewkowej, Long Red Thread i innych szyciowych blogerek, to nie mogę się napatrzeć, sama sięgam po maszynę, a efektem tego są koślawce, których nie da się ubrać i zmarnowany czas. Dlatego zastanawiam się czy jednak zamiast mordować się z wykrojami, materiałami, Dziunią i wszystkim innym nie lepiej byłoby jednak po prostu kupić te sukienki, a czasu który marnuję na szyciu nie zamienić jednak na dzierganie, czytanie, patrzenie w sufit albo nawet spanie. Może jednak nie muszę umieć wszystkiego?

Naprawdę nie wiem co w tej sytuacji zrobić…
Was też dopada czasem takie totalne zniechęcenie i wątpliwości? Czy powinnam jednak zrezygnować z szycia czy nadal próbować? A może po prostu zaakceptować ten stan rzeczy i ograniczyć się do szycia prostych drobiazgów do domu bez porywania się na ubrania? Wydawało mi się, że błąd moich szyciowych przygód wynikał ze złych narzędzi (niedospawana manekinka), ale najwidoczniej błąd tkwi we mnie, a nie w zewnętrznym świecie…

Może spodoba ci się jeszcze...

29 komentarzy

  1. Witam
    Moim zdaniem każda szyjąca osoba przede wszystkim musi mieć ogromne pokłady cierpliwości i samozaparcia, aby dokończyć projekt. Gotowe wykroje zawsze robią niespodzianki, ponieważ robione są pod standardy, a z tego co wspomniałaś nie jesteś osobą o standardowych wymiarach. Jeżeli chcesz szyć, to powinnaś skończyć dobry kurs konstruktora odzieży, a potem szycia. I nie kupować starych ciuchów, do przeszyć, ponieważ stare tkaniny, które są ubraniami dopasowują się do osoby, która je nosiła, więc też nie układają się tak jak trzeba. Żeby mieć wiedzę na temat tkanin i włókien trzeba skończyć materiałoznawstwo. Ja skończyłam dwie szkoły odzieżowe. Zawodówkę i technikum (w sumie sześć lat). I też nie wszystko umiałam po skończeniu szkół. Potrzebne jest doświadczenie i praktyka. Nie mówię, że każdy od razu musi kończyć szkoły, bo do tego trzeba mieć powołanie. Chodzi o to, że musisz czytać, przeglądać, może kupić jakieś książki. Teraz w internecie można znaleźć wszystko. Na podstawie tego co napisałaś, to musisz mieć wiedzę na temat konstrukcji odzieży, oraz kroju i szycia. Bez tego nie ruszysz dalej.
    Pozdrawiam
    Anna

    1. Mam świadomość własnych braków w tej dziedzinie – zarówno w konstrukcji jak i w samym szyciu, szczególnie w wykończeniach.

      Zastanawia mnie jednak coś innego – czy jeśli poświęcę czas i energię na uzupełnienie tych luk (np. solidny kurs kroju i szycia za kilkaset złotych) to będzie to dobra inwestycja. Czy szycie wtedy będzie szło mi łatwiej i bardziej bezproblemowo, a w ostateczności dam mi więcej satysfakcji, czy lepiej ten czas i pieniądze poświęcić na coś innego (myślę tutaj szczególnie o dzianinie i włóczkach, bo one dają mi najwięcej radości i chyba jestem naturalnie uzdolniona w tym kierunku).

      Może zamiast kopać się z koniem i usilnie próbować robić coś, do czego może po prostu nie jestem stworzona, zwyczajnie odpuścić? Znaleźć krawcową i w ten sposób poradzić sobie z problemem indywidualnych projektów i wyróżnienia się na tle innych, co jest dla mnie ważne? A przy stałych zleceniach może też trochę oszczędzić przy okazji łagodząc ból po wyrzuconych w błoto pieniądzach.

      Możesz mi powiedzieć co myślisz o tym, co powyżej? Widzę, że jesteś profesjonalistką i Twoje zdanie wydaje mi się bardzo wartościowe i istotne, a uwagi celne…

      PS. Materiałoznawstwo nie jest mi obce (miałam je na studiach i choć dotyczyło kompletnie innych zagadnień, to wiele z tych zajęć wyniosłam, co jest niezłym paradoksem, bo były nudne jak flaki z olejem). Wiem o „pamięci” materiału – dlatego lumpeksowe rzeczy kupuję tylko wtedy kiedy wymagają minimalnych zmian i mogą niemal od razu trafić d mojej szafy lub gdy materiał mnie zachwyca, jednak wówczas planuję z lumpów tylko rzeczy użytkowe (etui, torby, jakieś podkładki, dodatki itp.) Teraz na przykład kończę szyć hamak z dwóch solidnych zasłon i ten projekt naprawdę mnie cieszy (pewnie dlatego, że jest bardzo prosty i efektowny, a Mój Mężczyzna aż przebiera nogami, by dorwać się do gotowego wyrobu, co mnie dodatkowo motywuje).

  2. Jeśli mogę doradzić to najlepiej dopasowana forma to popruta stara sukienka, która jest idealna ale już znoszona. Zaczynamy szyć nową taką samą , a potem wprowadzamy modyfikacje, jak nie jesteśmy pewne to pierwowzór szyjemy z prześcieradła, którego nam nie żal. Warto też uszyć sobie podstawową prosta sukienkę i ją traktować jako formę. Jednak kiedy się do niej zabieramy to tworzymy formę z papieru i nanosimy na nią wszelkie poprawki, które wyszły w trakcie szycia. Dodatkowa zawsze jak szyjemy zostawiamy sobie 2,5 cm na szwy, wtedy łatwiej coś poprawić , a czasem jak podjemy można nawet popuścić 😉 Co do gotowych sukienek ze sklepu- jak nie ma się idealnej figury to i tak trudno znaleźć coś dopasowanego do siebie, bo albo za duże w biodrach albo w ramionach, albo za krótkie itp… i tak czy siak trzeba przerabiać…. Powodzenia w szyciu….. 🙂

  3. W dużym skrócie „mam tak samo jak Ty”. Z euforii po szyciu zostają tylko podejścia do niej po raz kolejny, jak do przysłowiowego jeża. Ale trudno, czekam na falę entuzjazmu i dopiero wpadam w wir szycia. Dasz radę, w końcu musi się udać – ja też w to wierzę 🙂

    1. Współczuję, bo dokładnie wiem co przeżywasz, ale tak się cieszę, że nie jestem jedyną taką łamagą na świcie, że nawet sobie nie wyobrażasz 😀

      Tym bardziej, że szyjące blogerki zawsze mają wszystko tak perfekcyjnie zrobione, idealnie wykończone, 1000 razy piękniejsze niż w sklepie i jeszcze zrobione „tymi ręcami”.A nawet jak mistrzynie maszyny napotykają na jakieś problemy to wystarczą dwa zdania we wpisie, żeby sobie z wszystkimi przeciwnościami poradzić…
      Jakby im to kurcze krasnoludki szyły nocami… A jak ja się zabieram to muszę sobie sama radzić, bez armii małych pomocników i dlatego wychodzą mi koślawce.

  4. Witaj,nie załamuj się,idź na kurs krawiectwa miarowego albo zdejmuj formy z ciuszkow,które dobrze na Tobie leżą. Nie trzeba i ch rozpruwac,wystarczy spiąć odpowiednio szpilkami,odrrysować forme,dodać zapas na szwy i już. A jak ma rzecz wyglądać masz sciage w gotowym ciuszku 🙂

    1. Z nieskomplikowanymi rzeczami nie ma problemu, mam nawet taką prostą tunikę czekającą na zszycie zrobioną na podstawie mojej ulubionej koszulko-sukienki. Próbowałam jednak z rzeczami bardziej skomplikowanymi, zwłaszcza takimi które mają np. zaszewki lub nierówno zszywany materiał (marszczenie, naddawanie, ścieśnianie itp.) i trudno jest je zmusić do leżenia płasko i zaprezentowania kształtu jak należy… Tutaj chyba bez prucia by się nie obeszło, a mimo wszystko żal mi porozcinać ukochaną, niezniszczalną bluzkę czy sweterek, jednak coraz częściej myślę sobie, że inaczej się nie chyba nie uda…

  5. Za bardzo koncentrujesz się na tym co nie wychodzi a za mało na tym co jest dobre. Praktyka i jeszcze raz praktyka. Każdy kolejny projekt będzie lepszy, a poziom zadowolenia będzie rósł. Trzeba sobie jednak trochę wybaczyć. Moje szycie nie jest jeszcze na tym poziomie, ale z całego serca wierzę, że będzie. Wiary życzę 🙂

  6. Kochana, nie załamuj się. Ja szyje już wiele lat, z zdaża mi się wciąż uszyć coś zaciasnego. Takie jest życie, trydno, nie można się poddawać, tzrba iść na przód. Jeżeli chodzi o wykroje, to tez jestem „niewymiarowa” Najlepiej zrobć sobie podstawowy wykrój raz, porządnie, poświęcając na niego nawet potrójną ilość czasu. Zaaowocuje to w przyszłości używaniem za kazdym razem dobrego wykroju i oszczędnością czasu, bo nie trzeba będzie przygotowywać nowych form. Podstawowy wykrój na sukienka, bluzkę czy spodnie, łatwo można modyfikować, zmienić dekolt, długość rękawa, użyć innej takniny czy dodatków. Co do szycia, to jak coś uszyjesz źle, to zawsze można popruć. Można też przy pierwszych próbach, kiedy jesteś sfrustrowana i nie czujesz się na siłach, kupić kilka prześcieradeł czy kawałków tkanin w SH i szyć próbne modele, przed skrojeniem i uszyciem „na czysto”. Ja też lubię szybki efekt, ale w szyciu na prawdę potrzebny jest czas i cierpliwość. Powodzenia i nie poddawaj sie !

    1. Podstawowy wykrój powtarza się zarówno w poradach na Facebooku jak i na blogu. I teraz wydaje mi się to coraz bardziej rozsądną opcją. Zrobię raz, namęczę się, ale potem już będę mieć, więc warto.

      Dzięki za solidną porcję porad i konkretnych rozwiązań, na pewno je wykorzystam 🙂

  7. Juz nawet nie pamietam ile razy probowalam/probuje, poddaje sie, wstaje, biore w rece druty, szydlo, czy wyciagam maszyne. Zniechecenie to normalka. Ale raz kiedys zachcialo mi sie i kupilam ksiazke, jak krok po kroku uszyc torbe. Popatrzylam na okladke i zwatpilam. Po ilosci krojenia, pracowania, zszywania itd, juz mi sie odechcialo. Zrobilam po swojemu. Na oko skroilam kawalki, pozszywalam i mam torbe, ktora uwielbiam. W ksiazce mam sporo projektow, ale jakos korzystam z podstaw, jak zlozyc glowna czesc i podszewke. No i jak wkomponowac dodatki, jakies klamerki, szlufki i inne. I zeby nie bylo, to ja siedzialam tylko kolo profesjonalistow. Co szyje, to amatorsko do bolu. I kilka przescieradel pocielam skutecznie probujac na zywca, bezwykrojowo szyc. 😀
    Nie poddawaj sie. Dzieki Tobie i Twojemu wdzianku polarkowemu zaczelam sweter na podstawie schematu z dropsa, z ktorego korzystalas.
    Dziekuje 🙂

    1. Ooo, to fajnie dowiedzieć się, że to co piszę komuś się realnie przydaje 🙂

      Co do szycia to brak mi w tej dziedzinie takiej lekkości, jak na przykład w drutach czy szydełku – muszę postępować dokładnie według instrukcji, bo jak tylko chcę coś po swojemu to zawsze jest źle. A nawet jak grzecznie wszystko robię jak kazali, to i tak nie zawsze wychodzi i to dla mnie jest prawdziwy dramat.

      Co do wdzianka, to jest ono chyba najbardziej udanym z dotychczasowych szyciowych projektów i jedyny zarzut jaki do niego mam to złe ułożenie dziur na rękawy, bo nie jest całkiem anatomiczne (przez przypadek zrobiłam inaczej niż jest we wzorze na sweter)

  8. Tu jest niestety brutalna prawda, że trening czyni mistrza -doskonale rozumiem twoje rozterki bo sama ciagle przez nie przechodzę – mam ten sam problem wymiarowy i tez zaliczyłam kilka wtop typu lewa strona na prawej… szmat (materiały + sh do przeróbek) mam więcej niz ciuchów zdatnych do noszenia itd…ale się nie poddaję z podobnych powodów jak Ty – co jakiś czas wywlekam maszynę – stawiam na stole w pokoju gdzie dość istotnie przeszkadza więc mnie motywuje do działania i szyję – raz się uda 3 razy nie ale wychodzi coraz lepiej 🙂
    U mnie przełom nastąpił po odkryciu strony papavero – tam sa fajne gotowe wykroje, również na nietypowe sylwetki. Ale mają tez w ofercie coś moim zdaniem bezcennego dla kogoś kto z konstrukcją jest na bakier – przygotowuja wykroje na konrentą osobę – myślę że to by bylo coś co pozwoli Ci się rozwinąć 🙂 No i ta cała masa porad, kursów obrazkowych.
    Także chwila przerwy i do boju – nie poddawaj się – talent masz więc to tylko kwestia wprawy :))) Pozdrawiam

    1. Z papawero też miałam przygody – jak weszłam na ich stronę to pomyślałam, że trafiłam do raju, a jak skroiłam wybrane spodnie (po tym jak wszystko wydrukowałam, dokładnie skleiłam i wycięłam z papieru i materiału), to okazały się za wąskie, żeby je zszyć, mimo, że solidnie się przygotowywałam, postępowałam według instrukcji i trzykrotnie(!) się zmierzyłam, żeby uniknąć błędu z rozmiarem.

      Zraziłam się więc do nich i nie jestem przekonana do tego by zlecić im przygotowanie czegoś specjalnie dla mnie, bo boję się, że efekt będzie podobny jak przy pierwszej próbie tylko znacznie droższy 😛

      1. A nie wynikało to z tego, że drukarka dopasowując obszar wydruku zmniejsza wykrój o parę procent? moja i z tego co obserwuję nie tylko moja tak własnie robi i jak jej nie zaznacze że ma drukować oryginalny rozmiar albo 100% to całośc jest mniejsza o 3 mm – to w ogólnym rozrachunku daje pewnie niemałe braki na obwodach 😉 ja taką wtopę zaliczyłam, ale na szczęście zmarnowałam tylko kawałek starej zasłonki 😉 mało tego nie kapnęlam się że to to jest problem tylko z pokorą wydrukowałam większy rozmiar na innej drukarce i zdziwko że tym razem za duże – też miałam ochote się zniechęcić ale tu było łatwiej bo pojechałam większym zapasem i już – doczytałam dopiero przy trzecim podejściu…

        1. Nie, wydruk nie był zmniejszony, tylko wykrój dla mojego rozmiaru niedopracowany (pamiętam, że nie tylko ja miałam jakieś problemy z nim, bo inne panie też się skarżyły w komentarzach, że na styk).
          Ale o ustawieniach drukarki rzeczywiście trzeba zawsze pamiętać – to drobna rzecz, a potrafi wkurzyć.

  9. Kochana, ja szyję już ponad 20 lat z większymi bądź mniejszymi przerwami, i wciąż udaje mi się czasem stworzyc babola. Nie dodam już nic więcej mądrego do tego co już zostało powiedziane. Jedynie powtórzę, że praktyka czyni mistrza, więc próby i ciągłe uczenie się niestety na błędach, dadzą w końcu dobry efekt. Powodzenia 🙂
    Ps. Kupowane ciuchy mogą również byc niewypałem w przypadku kłopotliwej figury. Lepiej wg mnie poszukac dobrej krawcowej, która Ci uszyje, a może i dodatkowo pokaże co i jak należy robic.

    1. Gdyby mi się babol trafił raz na jakiś czas, to bym tak nie rozpaczała, ale u mnie co nie uszyję to ubrania, to zawsze mniejszy albo większy babol :/

      Moja figura nieźle sobie radzi ze sklepowymi ciuchami (to błogosławieństwo i przekleństwo jednocześnie, bo z jednej strony na szczęście mogę kupić sobie coś co mnie nie krzywdzi, ale z drugiej mniejszy jest ciąg do szycia, bo to fanaberia a nie konieczność). A krawcowa to generalnie dobra rada, ale szukanie takiej to dramat w większym mieście – jak masz namiary na kogoś sprawdzonego, to chętnie przyjmę 🙂

  10. Dokładnie Jak we wszystkim praktyka czyni mistrza i nawet nie jestem w stanie zliczyć błędów i pomimo dwudziestoletniego doświadczenia nieraz siedzę i pruje i sie krzywię na siebie „Jak ja mogłam tego nie przewidzieć?” A to czy brnąć w to czy sobie odpuścić, bo to nie moja bajka?…. Na to pytanie musisz sobie sama rzetelnie odpowiedzieć. Wydaje mi się, że zawsze zdążysz zrezygnować. Jest kilka forów na FB, gdzie dziewczyny się wspierają i jak mają pytania, to pytają. Sama nieraz podpowiadam jak mają jakiś problem. Może warto skorzystać z podpowiedzi umieszczonych już tutaj wśród komentarzy. Odrysowanie już istniejącej sukienki jest bardzo dobrym sposobem…..
    Pozdrawiam i życzę powodzenia 🙂
    Anna

  11. Niestety tajemnicą szycia jest to, że przy maszynie spędza się najmniej czasu. a najwięcej zajmuje krojenie, wykroje, prasowanie, poprawki, zmiany nici itp.
    Warto może jednak poświecić czas na prostsze rzeczy. a skąd bierzesz wykroje? jak z burdy to można tylko się dobić. ja wole już zrobić swój własny niż poprawiać te gazetowe. bo przy mojej figurze gdzie miedzy biodrami a biustem jest różnca dwóch rozmiarów, nie ma szans 🙂
    ja bym się jeszcze nie poddawała. przed skrojeniem poważniejszej rzeczy robię sobie odszycie z prześcieradła, i na nim sprawdzam czy wszystko jest ok 🙂
    powodzenia
    najważniejsze, by dawało ci choć trochę radości, powoli do celu 🙂

    1. Aniu, gdyby ktoś mi powiedział o tej proporcji szycia i przygotowań zanim tego wszystkiego nie nakupiłam… A teraz to co z tym zrobić?!

      A wykroje to różnie – z Burdy, z papawero, własne. I zawsze coś było nie tak…

      Póki co postanowiłam szyć te prostsze rzeczy, bo to mi idzie bez większych wpadek, może opanować trochę więcej niż podstawy (podszewki i ocieplinkę na przykład), a dodatkowo w jakimś rozsądnym terminie zapisać się na kurs podstaw kroju i szycia, żeby wreszcie ktoś mi wszystko pokazał, bez błądzenia i potykania się na oślep we mgle 🙂

      Co do wymiarów to u mnie nie jest wesoło – nie dość, że rozmiar 42/44 to jeszcze figura zbliżona do klepsydry i 20 cm różnicy miedzy talią a biodrami i biustem. Niełatwe zadanie w czasach kiedy wszystko szyje się dla „prostych kobiet” w rozmiarze XS 80-80-80

  12. Hej 🙂 Poleciłabym Ci kwalifikacyjne kursy krawieckie, na których można nauczyć się konstrukcji oraz szycia. Ja jestem z Lublina i chodzę na taki kurs do Zespołu Szkół Odzieżowych, jest on bezpłatny i weekendowy. trwa rok czasu. Po skończeniu tego kursu mam możliwość przystąpienia do egzaminu państwowego ale dla mnie najważniejsze jest to, że naprawdę dużo wynoszę z zajęć. Pozdrawiam Cię serdecznie, ja też miewałam chwile zniechęcenia i naprawdę różnie bywało ale szycie to moja pasja i trudno byłoby mi z niej zrezygnować 🙂

  13. Jeśli piszesz ile już zainwestowałaś to szkoda, abyś z tego zrezygnowała. W zeszłym roku znalazłam kurs kroju i szycia za kilkaset złotych, rozjaśnił mi sporo w głowie i nawet jeśli czasem opisy w Burdzie są dla mnie niezrozumiałe to moja własna „kursowa” wiedza jest wystarczająca na tyle abym wiedziała co jak zszyć bez czytania opisów burdowych. Myślisz, że np Marchewkowa nie wyrzuciła nieraz materiału? Bo ja w to nie uwierzę :D.
    Warto poczytać o tkaninach, jakie do czego służą, jak je należy ciąć, prasować i przygotowywać do szycia, to co trzeba ciąć po skosie nie będzie się dobrze układać jeśli utniesz po długości np ( ta wiedza jest naprawdę cenna) . Inwestycja w maszynę, dodatki, manekin jest dobra, ale najważniejszą inwestycją jest wiedza o szyciu. Poszukaj na allegro starych książek krawieckich o konstrukcji polecam np http://allegro.pl/krawiectwo-technologia-eberle-zsz-wsip-i4124218571.html, http://allegro.pl/kroj-odziezy-damskiej-kowalczyk-krawiectwo-tw-spis-i4179788350.html itd… Rozumiem zniechęcenie, ale szkoda by było zrezygnować, poza tym nie wierzę, że nie będzie Cie korcić spróbować jeszcze raz 🙂

  14. Hello 🙂 w zamian za konsultację facebookową – moja konsultacja szyciowa 🙂

    Wszystkie rzeczy, które uszyłam do tej pory miały jakieś niedoskonałości, wady i błędy… – bo wszystko trzeba robić dokładnie! Dokładnie odrysować wykrój, dokładnie skroić, dodając dokładnie 15mm zapasów na szwy, a potem wszystko dokładnie zszyć i wykończyć. A nie liczyć, że jakoś to będzie. Wiele początkujących osób zaczyna partaczenie już na etapie odrysowywania wykroju – skoro masz niedokładny wykrój, a potem skroisz na oko i troszkę krzywo pozszywasz to ciuch nie ma prawa wyjść dobrze.

    Rzecz druga to wykroje – niestety jestem nieforemna i to co pasuje na mnie w biuście, nie pasuje w talii i/lub w biodrach, szczególnie jeśli jest np. sukienką i obejmuje swoim zasięgiem wszystkie te 3 obszary… – bo wykroje z Burdy trzeba łączyć np 38 w pasie, 36 w tali, 40 w biodrach i to jest normalne. Licza tez sie wymiary typu długosc plecow, wysokosc biustu, szerokosc w ramionach – a rzadko kto zwraca na nie uwagę. Jeśli masz jakieś „wady” typu płaski tyłek, krzywe ramiona, etc poszukaj książki „Szycie to takie łatwe” – pisałam o niej ostatnio na blogu LRT. Tam są całe rozdziały pokazujące jak co korygować. Książkę można ściągnąć z Chomika, w komentarzach na blogu LRT czytelniczki podawały różne linki.

    Trzecia rzecz to moja ambicja – najzwyczajniej w świecie nudzą mnie wprawki… – wprawki wprawkami… nikt od razu nie rodzi się mistrzem krawiectwa. Z szyciem jest jak z parkowaniem – im więcej ćwiczysz tym lepiej wychodzi. Patrząc na moje wytwory z perspektywy lat – na początku szyłam FATALNIE i same paskudztwa, ale byłam w LO i myślałam, że jestem super. Teraz szyję całkiem całkiem ale wydaje mi się, że tak naprawdę to jeszcze niczego nie umiem.

    Niestety tutaj pojawia się przepaść, której nie potrafię przekroczyć – nie jestem w stanie przejść od tych prostych projektów do czegoś chociaż troszkę bardziej skomplikowanego… – najlepiej znaleźć sobie jakąś szyjącą ciotkę, babcię, koleżankę i pójść kilka razy na lekcję szycia, na której uszyjesz np konkretną sukienkę z Burdy, albo spodnie, albo co tam chcesz. Ja mam teraz deal z Martą ona przychodzi do mnie co poniedziałek na 4 godziny szycia, a ja przychodzę do niej w środy na lekcje rysunku (Marta jest po ASP). Czyli mamy bezgotówkowy barter :). Poza tym mieszkasz w dużym mieście – macie tam kursy i warsztaty, szkoły dotowane z Unii. Jesli Ci zależy to poszukaj i się zapisz.

    Kolejnym koszmarem jest konstrukcja odzieży… – konstrukcja wykrojów to najwyższa szkoła jazdy, bez kursu kroju sie nie obejdzie. Ja nigdy na takim nie byłam i żyję, szyję przerabiając gotowce. I mimo braku kursu szułam i płaszcze na podszewce, i marynarki, i jedwabne suknie ślubne z trenem. Da się! Czasami sama robię proste formy „na oko” ale nie jest to nic wyrafinowanego.

    zainwestowałam dotychczas mnóstwo pieniędzy w szycie: maszyna, ostatnio nowa Dziunia, materiały, dodatki krawieckie, ciuchy lumpeksowe kupowane, by je pociąć i przerobić. – maszyny to mus, materiały i dodatki się przydadzą ale przestań kupować ciuchy w SH do przerobienia/na potem bo zginiesz zasypana szmatami. Pisze to z autopsji :). Kiedyś doszłam do takiego momentu, że musiałam zrobić bezwzględną selekcję. Zostawiłam 5 najbardziej rokujących rzeczy, a z reszty poodcinałam guziki, zamki, aplikacje itp i z bólem serca wystawiałam na śmietnik. I więcej nie kupuję rzeczy do przeróbki.

    Wiązało się to także ze znacznymi inwestycjami, tym razem głównie w książki – sądzę, że półka na ten temat to jakiś 1000 złotych, a może nawet więcej… – oooooo 🙂 POKA POKA, chcę zobaczyć co masz na półce.

    No i ostatnia rzecz – spore plany prywatno-zawodowe, które wiązałam z szyciem i oszczędności, których w perspektywie może mi dostarczyć… – słusznie! I piszę to ja, która nigdy PRZENIGDY nie kupiłam sobie w sklepie spódnicy, i szłam do ślubu w własnoręcznie uszytej sukni. IMHO szycie dla samej siebie BARDZO się opłaca.

    Gdy oglądam wykonania Marchewkowej, Long Red Thread i innych szyciowych blogerek, to nie mogę się napatrzeć … – zamykaj kompa i siadaj do maszyny, od przeglądania blogów i pinterestu jeszcze nikt się szyć nie nauczył.

    Naprawdę nie wiem co w tej sytuacji zrobić… – 2 tygodnie urlopu od maszyny i blogów krawieckich i pinteresta. A potem – do roboty! Stay strong 🙂

    1. Prawda, sama prawda i tylko prawda jest w tym co piszesz 🙂

      Co do łachów z ciuchlandu kupuję określone rzeczy – lista jest krótka, a na niej koszulki bez bocznych szwów, bo zawsze coś z nich zrobię (najcześciej t-yarn), skórzane kurtki (skóra to skóra jednak…) oraz wełnane swetry na filc. Inne rzeczy właściwie mi się nie zdarzają, a na dodatek teraz robię to rzadko, bo się przeprowadziłam i już nie mam mojego ulubionego lumpeksu pod nosem.

      Barteru szyciowo-rysunkowego bardzo zazdroszczę! Ależ chciałabym mieć kogoś takiego od szycia na miejscu, nawet bym chętnie płaciła za takie indywidualne lekcje, no i z moim trybem pracy, na pewno nie byłyby one co tydzień w określony dzień…

      Na półce mam sporo rysunku żurnalowego, trochę projektowania, designu, historii mody i ubioru, wzornik ubrań dla projektantów, co nieco o rynku handmade i designu, album z wystawy haute couture z Paryża…
      Poza tym jest też trochę anatomii, trochę zwykłego rysunku, dużo o różnych technikach rękodzielniczych, całą osobną półkę o drutach. Sporo tego nazbierałam, lubię wydawać pieniądze książki i potem je kartkować wieczorami 🙂
      Może kiedyś na poważnie zabiorę się za prezentację mojej biblioteczki książka po książce, taki pomysł chodzi mi po głowie od dawna…

      Co do focha maszynowego, to na razie jeszcze trwa – na złość maszynie dziergam sweter 🙂

  15. Yadis, nie gniewaj się, ale wydaje mi się, że nie masz bladego pojęcia o szyciu…
    Nawiązując do wypowiedzi Anny, która sama jest absolwentką technikum odzieżowego, wypada mi się z nią tylko zgodzić i dołączyć do Jej słów.
    Od siebie dodam, że uszycie fajnej poszewki na poduszkę to też sztuka. Nie nazwałabym spódnicy najprostszą rzeczą do szycia. Błędem jest kupowanie ciuchów w second handzie na przerobienie, celem (o ile dobrze zrozumiałam) dalszej między innymi sprzedaży.
    (Pomijam fakt, że skoro wykonujesz coś z czegoś, celem sprzedaży, to jesteś producentem, jak jesteś producentem, to obowiązują Cię przepisy, które powinnaś spełnić celem wypuszczenia na rynek… i tak dalej i tak dalej).
    To, że wiesz, jak działa Twoja maszyna i nie musisz się tego uczyć – to też błąd. Stale trzeba się uczyć. Każdy materiał inaczej pracuje nawet z najprostszym ściegiem. Zawsze trzeba sięgać do podstaw i przypominać sobie co i jak. Poza tym dom buduje się od fundamentów, a nie od dachu.
    Nikt Ci nie odpowie, czy powinnaś dalej szyć, czy nie. Sama powinnaś sobie na to odpowiedzieć. A jeśli odpowiedź brzmi tak, to zamiast sama się frustrować niepowodzeniami, strzel sobie najpierw jakiś kurs kroju i szycia (czy jak to się tam nazywa), może przy jakimś technikum organizują (?).

    btw. sama w domu jestem zaopatrzona w… Łucznika 466 (albo 446 – nigdy nie pamiętam), z końca lat 80-tych. Początki szycia to było nic tylko krew, pot , kupa nici , bez łez… 🙂
    Ostatnie szycie odstawiłam w okolicy jesieni ub. roku, kiedy to podszywałam sobie firany i zasłony. I było już naprawdę nieźle, jak na amatorkę niezajmującą się tym na co dzień. Wolę druty, ale to już mój wybór. Wszystko to kwestia zainteresowań.Mnie zadowala to, że mogę bez problemu skrócić firany, zasłony, skrócić synowi spodnie. Wiecej w zakresie szycia mi do szcześcia na razie nie potrzeba.:)
    Pozdrawiam, i przepraszam za szczerość.

    1. O szyciu ma blade pojęcie, może nawet bardzo blade…

      Pewnie stąd ten post, napisany pod wpływem emocji i naprawdę ogromnego rozczarowania. Nie żałuję jednak tego, że podzieliłam się z innymi moimi wątpliwościami, bo otrzymałam ogromną pomoc i wsparcie od obcych osób. Wcale nie chodzi o to, żeby ktoś za mnie podjął decyzję – potrafię to zrobić sama, jednak rozmowa to czasem także wielka pomoc. I znalazły się osoby, które zechciały się ze mną podzielić czasem, swoją wiedzą i doświadczeniem w temacie. Okazało się to dla mnie niezwykle pomocne.

      Co do reszty Twojej wypowiedzi to w moim wpisie nie ma słowa o sprzedaży, a jedynie o oszczędnościach, których spodziewałam się po moich szyciowych przygodach.

      Zdziwiła mnie także informacja wymogach dochodzących wypuszczenia na rynek produktów (domyślam się, że chodzi o odzież sądząc po temacie wpisu) i w związku z tym traktowania mnie jako producenta (cokolwiek miałoby to oznaczać). Prowadzę jednoosobową firmę i dopóki nie poruszam się w zasięgu zawodów reglamentowanych, nie korzystam z dotacji czy innych rodzajów wsparcia lub nie podlegam certyfikacji i znakowaniu, to z tego co wiem mam całkowitą swobodę w podejmowaniu dowolnego rodzaju działalności, przy wykorzystaniu dowolnych surowców (w tym także materiałów z recyklingu, jeśli będę miała taki kaprys). Dopóki znajdzie się ktoś, kto będzie chciał kupić to, co zrobię, a ja nie wkraczam na zakazane prawem tereny, to mam wolność wyboru. Jeśli jest inaczej, to chętnie więcej posłucham na ten temat 🙂

      Co do prostych prac krawieckich i przeróbek, to nie stanowią one dla mnie problemu, są jednak typowo utylitarne i nie dają mi także przyjemności – po prostu trzeba zrobić i już, więc robię i nie narzekam. Jednak ja chcę czegoś więcej i tutaj pojawiają się problemy, stąd wniknęła cała moja pisanina na ten temat.

      PS. Ja też wybieram dzianinę – to moja pierwsza miłość robótkowa, ale nie chcę zamykać się na inne możliwości i techniki, tym bardziej, że szycie jest kompletnie inne od dziania…

  16. Masz za duzo powodow na, by porzucic szycie. Jak sie do czegos dochodzi z wiekszym wysilkiem, tym wieksza ma sie satysfakcje. Przeciez masz tyle cierpliwosci do dziergania. Ja sama kiedys szylam (co prawda niezbyt doskonale), ale bardz olubilam to robic (no i przybywa duzo szybciej niz dziergania), ale zawsze mialam wrazenie, ze wszyscy inni robia to duzo lepiej (no i oczywiscie porownywalam sie z innymi dziewczynami na kursie). Moim problemem bylo wszyswanie rekawow (chyba nigdy nie udalo mi sie tego zrobic symetrycznie). Ale jak przejrzalam wczesniejsze komentarze blogerek szyciowych, kazda potwierdza to samo: postepy przychodza z czasem, a z drugiej strony kazda z nich widzi niedoskonalosci w swojej pracy (mimo, ze inni tego nie widza). Mnie Twoj post i komentarze pod nim tez narobily apetytu na powrot do szycia. Dzierganie, ktore stalo sie dla mnie pasja, na poczatku bylo tylko w zastepstwie szycia (bo boje sie uzywac maszyne i igly, poki mam male dzieci w domu). A jak wymienilas powody, dla ktorych chcesz szyc: to tak mnie zmotywowalas, bo kiedys mialam takie same motywacje (by sprobowac swoich sil w szyciu). Nie porzucaj szycia, prosze, pokaz nam, ze te trudnosci mozna przejsc. Pozdrawiam Beata

    1. Już wiem, że nie porzucę szycia, chociaż teraz muszę sobie zrobić od niego wakacje 🙂 Cierpliwość do dziergania i cierpliwość do szycia to według mnie dwie różne rzeczy – dziergać mogę godzinami, pruć czasem nawet kilka razy jeden projekt, a przy szyciu jak mam cokolwiek poprawiać to odkładam w kąt i więcej nie wracam.

      Posłucham przy okazji narzekania rad dziewczyn z grupy szyciowej na Facebooku i w najbliższym czasie zamierzam poświęcić jakiś weekend na przygotowanie wykroju bluzki, który potem posłuży także za gors sukienki – może jak uda mi się wreszcie uzupełnić garderobę czymś własnoręcznie wykonanym (bez litanii żalów, niepowodzeń, problemów i niedociągnięć), to moje podejście do szycia się zmieni… No i jeszcze kopertówkę mam w planach, bo muszę się wreszcie nauczyć co i jak z tą podszewką (to moja osobista zmora).